wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 36: "Dom"

      Zu
    Czyjaś ręka dotknęła mojego rozpalonego czoła jak przez mgłę widziałam co się działo w pokoju. Ból głowy nie dość że utrudniał mi się poruszanie to jeszcze ledwo przez to widziałam, a do tego te wymioty, normalnie żyć nie umierać pomyślałam z ironią. W pokoju znajdowało się dwoje ludzi, jedna to chyba była kobieta, a drugi mężczyzna, lecz niestety nie widziałam żadnych konkretnych cech.
     Kobieta właśnie sprawdzała mi temperaturę i nie wydawała się być zadowolona jej wynikiem. Sięgnęła po coś na szafkę obok łóżka i przyłożyła mi do ust. Nie miałam siły więc pozwoliłam jej na tę czynność. Ciecz spływała mi do gardła i odruchowo połknęłam. Po chwili lek zaczął działać i mdłości odeszły zabierając ze sobą częściowy ból głowy. Razem z tymi objawami przyszła senność, więc zasnęłam marząc o tym, że kiedy się obudzę wszystkie objawy znikną i nie będę musiała tego przeżywać.


~~~~~

      Obudziło mnie szuranie i promienie słońca uporczywie świecące mi w oczy, zmuszając do odwrócenia się na drugi bok. Zwrócona twarzą do ściany nasunęłam kołdrę na głowę by móc jeszcze przez chwile śnić, lecz znów mi ktoś w tym przeszkodził, zrywając kołdrę i mówiąc, głosem nie znającym sprzeciwu:
      - Wstawaj śpiąca królewno.
      Błyskawicznie otworzyłam oczy i odwróciłam się by spojrzeć na właściciela, a raczej właścicielkę nieznanego mi głosu. Była to pulchna kobieta o świńskich oczach i wiecznie wkurzonej minie. Miała na sobie prostą sukienkę sięgającą kostek. Złożyła ręce na piersi i popatrzyła na mnie krytycznie.
      - No już ja tu nie będę stała wiecznie - warknęła. Podniosłam się do siadu. O dziwo cała moja wczorajsza choroba poszła w niepamięć i czułam się jak zwykle. Ale...
      - Gdzie jestem? - spytałam, patrząc zaciekawiona przez duże okno, wcześniej przysłonięte grubą kotarą.
      - Dowiesz się księżniczko ale najpierw załóż to i jak będziesz gotowa to idź do jadalnie - odparła chłodno, wskazując na stolik, na którym leżała zwinięta w kostkę sukienka, skrzywiłam się. Odwróciła się by wyjść, lecz zanim to się stało zapytałam:
      - Gdzie jest ta jadalnie? - ona spojrzała na mnie wyniośle.
      - W tym wieku skleroza? To już sobie księżniczka nie przypomina gdzie jada posiłki? - spytała sarkastycznie, coraz bardziej mnie wkurzając tą swoją postawą.
      - Nie nie wie - odpyskowałam. A ona zmrużyła swoje oczy przez co były jeszcze mniejsze niż zwykle.
      - Schodami w dół, a potem w lewo - odparła i wyszła zatrzaskując drzwi.
      Co to za wariatkowo pomyślałam. Podeszłam do stolika i wzięłam do ręki sukienkę, którą zostawiła. Materiał sięgał do kolan i od spodu podszyta była białą falbaną(dop.aut. nie mam zielonego pojęcia jak to się nazywa, ale wiedzcie, że coś takiego występuje często przy kieckach gothloli, tak wielowarstwowa podszewka sprawiająca wrażenie takiej chmurki w anime też często występuje, nie wiem czy mnie rozumiecie, ale mam nadzieję, że nakreśliłam lekko tę sprawę ;P). Od pasa w dół była biała w kolorowe kropki, góra zaś była zielona z białym... czymś, nie znam się na modzie.  Była naprawdę ładna, lecz to nie mój styl. Odrzuciłam ją w kąt i popatrzyłam na dużą szafę w kącie. Zerknęłam na siebie, miałam na sobie tylko za dużą bluzkę, służącą mi za piżamę. 
      Z westchnieniem podeszłam do mebla i otworzyłam zaglądając do środka. Na szczęście było tam to czego szukałam.
      Ubrana w ciemne rurki i jakiś o kilka numerów za duży t-shirt poszłam we wskazanym przez znienawidzoną prze zemnie babę, kierunku.
      Szłam przez długi korytarz, obwieszony bogato najróżniejszymi portretami, wydawało mi się że jestem w jakimś średniowiecznym dworze i ogromne schody  wydawały się potwierdzać moją teorię. Zeszłam na dół do mega ozłoconego holu i poszłam w lewo jak mówiła ta stara jędza. Po chwili znajdowałam się już przed ogromnymi drzwiami. Pchnęłam je lekko i weszłam do ogromnej sali z wielkimi oknami po prawej. Na środku sali znajdował się długi stół z rzędem pięknych kwiatów. 
      Na jego końcu siedział wysoki mężczyzna o kasztanowych włosach, a po jego prawej znajdowała się średniego wzrostu kobieta o długich kręconych włosach rudego koloru. Oboje pogrążeni byli w rozmowie.
      Kiedy uchyliłam drzwi, które nieprzyjemnie zaskrzypiały, odwrócili się w moją stronę. Wyglądali znajomo i to bardzo znajomo, zwłaszcza ta kobiet. 
      - Wstałaś, nareszcie ile można się wylegiwać - powiedziała rudowłosa uśmiechając się. Podeszłam bliżej.
      - Gdzie jestem? - zapytał - i kim wy jesteście?
      - No i Shinigami znowu namieszała - mruknął mężczyzna.
      - Nic nie poradzimy na jej humorki - dodała kobieta.
      Shinigami skąd ja to znam, Shinigami... Shini-chan... do kogo należał ten pseudonim? A jej prawdziwe imię? Tenchonotaiyo Mangetsu* to było chyba jej prawdziwe imię, ale kogo.
      Zu~ jęknął ktoś, musiałaś mnie budzić? dziewczyno tak mi się dobrze spało.
      Co? O co chodzi? spytałam zdziwiona.
      A ty jak zwykle nic nie pamiętasz, a nie czekaj sama załatwiłam to żebyś nie pamiętała, mimo iż był to tylko sam głos bez posiadaczki to czuć było jak jego barwa zmienia się i posiadaczka zaczęła się denerwować. Specjalnie to zrobiłam, ale ktoś musiał ci o  mnie przypomnieć, no normalnie musiał, po tych słowach zaczęła mruczeć niezrozumiale.
      Taaaak to kim jesteś?
      Sama mnie przed chwilą przedstawiłaś, a teraz nie wiesz, wrzasnęła tak, że aż się przestraszyłam że ktoś ją usłyszał, mimo iż jej głos rozbrzmiewał tylko w mojej głowie, ale kobieta z mężczyzną debatowali o czymś zaciekle, przez co nie zwracali na mnie uwagi.
      Już przepraszam, ale uspokój się. Widocznie moja prośba zadziałała bo Shini trochę się uspokoiła.
      To teraz muszę zdjąć zaklęcie, bo mnie będziesz męczyć do końca życia mruknęła.
      Po tych słowach więzy powstrzymujące moje wspomnienia puściły i mój umysł zalały najprzeróżniejsze wspomnienia, te złe i te dobre, śmieszne i smutne. Kiedyś poznane smaki, zapachy, ludzie. Wszyscy, których poznałam ostatnimi dniami Uni, Natsu, Erza, Gray i inni, a także Rogue. Przypomniałam sobie co się działo w Saberthoot, ale nie pamiętam co się stało po tym jak upadłam na ziemię, jak ten drań Koga pozbawił mnie magii. Czekaj skoro była tam Uni to on zdobył TO.
      - Cholera - zaklęłam po czym odwróciłam się i pędem pobiegłam do drzwi. Doskonale wiedziałam gdzie powinnam biec, znałam to miejsce doskonale, w końcu spędziłam tu trzy lata.
      - Zu? czekaj gdzie ty lecisz - krzyczała za mną ta rudowłosa kobieta, był to nie kto inny jak moja mata, która dla świata zginęła trzynaście lat temu, lecz tak naprawdę żyje i ma się dobrze.

Uni

      - Rogue cholera co ja robię w twoim mieszkaniu? - wrzasnęłam, zaciągając pierzynę pod brodę. To był niestety błąd gdyż wczorajsze "pocieszenie" Miry przyprawił mnie o ogromnego kaca, a wrzaski tylko wzmogły mój ból głowy.
      - Z tego co widzę to siedzisz i wrzeszczysz - zakpił, uśmiechając się szyderczo. Oparł się o framugę drzwi i patrzył jak męczę się ze skutkami wczorajszego picia. Po chwili sięgnął do kieszeni i rzucił mi całe pudełko tabletek przeciwbólowych. Chwyciłam je i od razu zażyłam dwie na raz. On dalej patrzył nam nie i śmiał się z moich poczynań.
      - Co cie tak bawi - warknęłam.
      - Wyglądasz jak czarownica z tymi odstającymi włosami - zaśmiał się, a ja czerwona za wstydu i złości, złapałam za poduszkę i rzuciłam w niego, trafiając centralnie w twarz. Czarnowłosy zachwiała się od tego ciosu. To go niestety nie powstrzymało od dalszego nabijania się ze mnie.
      Wstałam obrażona, chwyciłam swoje budy i kurtkę zarzucając je niedbale. Wyminęłam chłopaka i ruszyłam tam, gdzie mam nadzieję, będą drzwi, lecz mój zmysł orientacji mnie zawiódł i już po chwili słyszałam wołanie Rogua:
      - Jeżeli chcesz wyjść to musisz iść w przeciwnym kierunku - to jeszcze bardziej go rozbawiło. Wściekła zawróciłam i pokierowałam się do wyjścia.
      - Dobra poczekaj mam sprawę - powiedział, wychodząc z pokoju i ocierając łzy rozbawienia.
      - Nie obchodzi mnie to - warknęłam.
      - Ale to ważna sprawa - odparł poważny nie na żarty.
      - No dobra - westchnęłam - ale tylko ten jeden raz, za to, że mnie nie zostawiłeś pijanej nie wiadomo gdzie - dodałam szybko.
      - Zapijesz się czegoś - zapytał odwracając się i idąc do któregoś z pokoju.
      - Kawy - odparłam i poszłam za nim...


CDN
---------------------------------------------

Wiem strasznie późno, ale ciągle coś mi przeszkadzało w napisaniu tego 
posta, zwłaszcza wczoraj... Jestem załamana jedna z moich koszatniczek 
zdechła wczoraj i po prostu od wczoraj prawie cały czas ryczę.
Dlatego postanowiłam w końcu skończyć tego posta, żeby zająć czymś
myśli. Naprawdę to jest strasznie durne miałam ją prawie trzy lata, a
płaczę jakbym nie wiem co się stało. Szkoda gadać, jestem zbyt
wrażliwa na coś takiego.
Czekam na wasze komentarze i do następnego.

PS.:* Tenchonotaiyo jest to prawdziwe nazwisko Shinigami i pisane jest w ten sposób: "Tencho no taiyo" oznacza "słońce w zenicie", a Mangetsu to jej prawdziwe imię oznacza "pełnia księżyca".

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 35: "Smutek"

Uni
       Szłam zatłoczonymi ulicami miasta wpatrując się uporczywie w swoje stopy, mając nadzieje, że one odpowiedzą na dręczące mnie pytanie - Dlaczego ona tak się zachowywała. Pomału dzień się kończył, słońce leniwie sunęło po nieboskłonie robiąc miejsce swojemu odwiecznemu przyjacielowi księżycu. Ludzie pchali się we wszystkie strony by tylko jak najszybciej dostać się w upragnione miejsce. Całe miasto rozświetlane było milionami reklam, jarzącymi się wszystkimi kolorami tęczy. Co rusz z bilbordy spoglądała na nas na wpół rozebrana kobieta przedstawiając wszystko od preparatu na grzybice, aż po maść na hemoroidy.
        Jak co dzień przepychałam się między tym motłochem by dostać się do Fairy Tail. Byłam załamana słowami Zu, ona kompletnie wszystko zapomniała. Nie widziałam jej odkąd nie wparowała do pokoju szefa Saberthoot, który mnie przetrzymywał, potem pamiętam tylko jak upada ma zimie, lecz wyglądała inaczej niż zwykle, miała kose? coś jest naprawdę nie tak. Dalsze wydarzenia jakby zniknęły z mojego umysłu, ale wiem, że kilka dni później byłam już ze wszystkimi w  siedzibie, a Zu nikt nie znalazł. Teraz nagle przyszła do szkoły i zapomniała o nas o Fairy Tail o wydarzeniach w Saberthot, wszystko co dotyczyło nas, ale dlaczego kto to mógł zrobić?
        Skręciłam w boczną uliczkę i pozwoliłam aby jej mrok mnie pochłonął, kiedy w końcu wyszłam powitał mnie wesoło neon z ogromnym napisem Fairy Tail. Weszłam do środka i smętnie poczłapałam do baru, z którym jak zwykle stała uśmiechnięta Mira.
        - Cześć, Uni - powitała mnie wesoło.
        - Hej - odburknęłam.
        - Coś się stało, bo taka jakaś przygnębiona jesteś - spytała zatroskana.
        - Widzisz, dzisiaj w szkole spotkałam Zu - mruknęłam, kładąc głowę na blacie.
        - Naprawdę - zawołała uradowana - co się z nią działo przez ten cały czas? Martwiliśmy się o nią.
        - Ona nas nie pamięta - powiedziałam cicho - a raczej nie pamięta wszystkiego co się ostatnio działo - poprawiła się.
        - Co? - zapytała zszokowana - Ale jak?
        - Nie mam pojęcia, lecz wydaje mi się, że ktoś zrobił to specjalnie.
        - Kto mógł to zrobić?
        - Nie mam pojęcia - odparłam przygnębiona.
        - To nie jest chyba jedyna rzecz która cie trapi co? - odpytała się barmanka.
        - Nie po prostu... - westchnęłam - dotknęło mnie to co mi powiedziała.
        - Nie przejmuj się to nie jej wina, skoro nic nie pamięta to nie powinnaś się przejmować tym co mówi - pocieszała mnie.
        - Wiem tylko... - urwałam nie wiedząc jak określić to co chciałam powiedzieć.
        - To może chcesz coś na pocieszenie? - spytała Mira uśmiechając się zawadiacko.
        - A konkretniej? - dopytałam się zaciekawiona spoglądając na nią.
        - Mojego popisowego drinka - mówiąc to miała jakiś dziwny błysk w oku.
        - No... jednego - odparłam.

~~~~~

Zu
       Otworzyła zaspane oczy i uniosłam się na łokciu do siadu. To był błąd, ponieważ żołądek, który nie dość, że bolał niemiłosiernie, to jeszcze spowodował, iż cały mój wczorajszy posiłek podszedł mi do gardła. Rozglądnęłam się po pokoju szukając czegoś co uratowało by mnie, to nie jest mój dom pomyślałam. To miejsce w połowie było znajome, a w połowie obce. Czuje że tu byłam i to nie raz, ale nie mogłam sobie przypomnieć kiedy i dlaczego. W końcu wypatrzyła jakieś drzwi, byłam pewna, że tam jest ubikacja, ale jednocześnie o tym nie wiedziałam. Cholera czego to jest tak strasznie skomplikowane.
       Zerwałam się z posłania i poleciałam w tamto miejsce.
       Charcząc i kaszląc wstała z ziemi i podeszłam do umywalki, by przepłukać gardło. Po tym uniosłam oczy i spojrzałam w duże lustro znajdujące się nad kranem. Z tafli lustra spoglądała na mnie wymizerowana twarz dziewczyny. Białe włosy sterczały we wszystkie strony. Pod oczami, o szklistym spojrzeniu czerwonych tęczówek, widniały mocno zakreślone wory, jakbym nie spała co najmniej kilka dni.
       Zmęczonym ruchem dłoni przejechałam po twarzy. Wyszłam z łazienki wyłożonej biało niebieskimi kafelkami i przyjrzałam się pokojowi, w którym aktualnie przebywałam. Ściany pomalowane były na kolor kremowy, przy niej stała duża drewniana szafa, gdzieś niedaleko znajdowało się biurko. W koncie stało spore łózko z jasną pościelą. Podeszłam do niego i padłam zmęczona. Czułam się fatalnie, w głowie mi się kręciło, a brzuch bolał niemiłosiernie. 
       Zamknęłam oczy i już po chwili spałam spokojnym snem.


~~~~~

Uni
       Ziemia wirowała pod moimi stopami, czułam się jak na karuzeli. Szłam zygzakiem starając się nie wywrócić. Mira zaserwowała mi kilka swoich popisowych drinków zapominając wspomnieć o tym, że każdy ma ładnych parę procent.
       Nie mam zielonego pojęcia, która jest godzina, ale wiem że muszę pogadać z Zu i to koniecznie.
        Nagle z pod ziemi wyrósł kamień, a ja, że normalnie potrafię wywalić się na prostej drodze to kiedy jestem pijana jest o wiele gorzej, więc zahaczyłam o niego i wylądowałam twarzą na chodniku. Zaklęłam szpetnie, próbując podnieść się, lecz nie wychodziło mi to zbyt dobrze.
        Po pięćdziesiątej próbie w końcu mi się udało i z pomocą ściany jednego z budynków znów stała na równych nogach.
        Niestety to nie trwało długo, gdyż już po chwili znów nogi ugięły się pode mną i prawie upadłam, no właśnie prawie, ponieważ zanim dotknęłam ziemi ktoś złapał mnie i z głośnym westchnieniem postawił do pionu. Jako, że niestety alkohol zadziałał na mnie szybciej niż się spodziewałam, nie zobaczyłam kto mnie uchronił od potłuczenia się. Zasnęłam jak małe dziecko.

~~~~~

        Obudziłam się w nieznanym mi mieszkaniu, w nieznanym łóżku, w nieznanym pokoju. Pierwsze co mnie uderzyło to promienie słońca, które wzmogły tylko uporczywy ból głowy. Mruknęłam gniewnie i ostrożnie usiadłam mrużąc oczy. Byłam w pokoju pomalowanym na jasno zielono z ciemnymi zasłonami w oknie. Siedziałam na jednoosobowym łóżku okryta pościelom o niezidentyfikowanym kolorze.
        - Gdzie ja jestem? - mruknęłam sama do siebie.
        - W moim mieszkaniu - odparł tajemniczy głos. Spojrzałam w stronę drzwi i...
        - Ty...

CDN
--------------------------------------------

Nom w końcu, napisałam. Trochę mi zajęło wymyślenie cdn-u do
ostatniego posta, ale mam, mam i muszę wam powiedzieć, że strasznie
mi się spodobał, mam genialny pomysł na kolejną część historii.
Dedykacja dla was wszystkich ludzie i mam nadzieję, że mikołajki 
minęły wam bardzo dobrze. I jeszcze pozdrawiam wszystkich, którzy
piszą dzisiaj olimpiadę z języka polskiego(chyba nie pomyliły mi się
daty ;P) To do następnego i w między czasie zapraszam na
mojego drugiego bloga, gdyż pojawił się rozdział drugi.
Papatki ludziska
^v^

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 34: "Utracone wspomnienia"

 Miesiąc później
        Ale nudy jęknęłam w myślach. Jak co dzień siedziałam w szkolnej ławce, majstrując przy jakichś stronach. Była końcówka trzeciej lekcji, a zostało ich jeszcze cztery. Załamka.
        W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę. Nie ruszyłam się z miejsca. Po co? jak i tak zaraz znowu zacznie się lekcja, a ja nie mam nic lepszego do roboty prócz majstrowania na komputerze.
        Nagle do klasy jak burza wpadła niska dziewczyna o długich kasztanowych włosach z zakręconymi końcówkami. Zerknęłam na nią przelotnie i wróciłam do lektury, opisów i tak dalej. Po chwili jak mnie coś nie zacznie dusić i wywalić z krzesła. Próbowałam wyrwać się z uścisku czyichś ramion, ale na próżno.
        - Zu, Boże jak się martwiłam - powiedziała. - Wszyscy się martwiliśmy - poprawiła się.
        Co? Kto? Jak? Martwili się, ale kto? W ogóle to kim on jest?
        - Przepraszam czy mogła byś mnie puścić? - spytałam grzecznie, lekko poirytowana. No, bo co to za nienormalna osoba rzuca się nieznajomemu na szyję? Kasztanowo-włosa odsunęła i spojrzała na mnie zdziwiona.
        - Zu, nie wygłupiaj się to ja Uni - powiedziała lekko drżącym głosem.
        - Skończ tę dziecinadę, nie wiem kto cię do tego namówił, ale przestań mówić do mnie jakbyś mnie znała - odparłam wpatrując się w monitor komputera. Coś jest nie tak mruknęłam w myślach. Miałam dziwne wrażenie, że jednak znam tę dziewczynę, ale chyba by ją pamiętała. Ona spojrzała na mnie z szokiem i smutkiem w oczach, po czym wyleciała z klasy.
        Siedziałam bijąc się z myślami. Dlaczego wydaje mi się, że ją znam. Cholera mam wrażenie że o czymś zapomniałam, o czymś bardzo ważnym.
        Przez wszystkie lekcje zastanawiałam się nad tym, ale i tak to nic nie dawało.
        Rozbrzmiał ostatni dzwonek, cała hołota wyleciała prędko z klasy ,byle jak wrzucając rzeczy do plecaków i innych, niszczących nam kręgosłupy toreb. Sama zebrałam swoje rzeczy i wyjęłam książkę, by chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
        Pomału szłam do mojej ulubionej kawiarni po rogaliki z toffy(dopisek aut.me gusta*v*). Skupiona na lekturze nie zwracałam uwagi na ludzi mnie mijających dopóki ktoś się nie wydarł:
       - Zu!! 
       Pewnie kolejna nienormalna osoba, zacznie udawać mojego przyjaciela westchnęłam w myślach. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch chłopaków, jeden miał granatowe włosy, a drugi różowe. Ten drugi cały czas szczerzył się co było trochę... straszne.
      Odwróciłam się i szłam dalej z powrotem pogrążając się w lekturze książki.
      - Poczekaj - krzyknął znowu.
      Pierw ona, teraz oni, Boże ile można? jęknęłam w myślach.
      Jeden złapał mnie za ramię i znów zobaczyłam tego dziwnie szczerzącego się chłopaka.
      - Co się z tobą działo? - spytał. - Po tej akcji w parku, ślad po tobie zaginął. Uni mówiła coś,  że byłaś z nią razem w Saberthoot, ale później nie wie co się z tobą stało - powiedział przygnębiony.
      - Co? - odparłam pytaniem -  o co wam chodzi z tym Saberthot-em? I jaka Uni? - zapytałam, a oni popatrzyli na mnie dziwnie. - Chodzi wam o tę dziewczynę z rana? Czyli wy jej pomagacie z nabijania się ze mnie?! - wrzasnęłam na nich. - Może jestem inna niż wszyscy, ale to nie powód do nabijania się ze mnie! - krzyknęłam i poszłam dalej, dumnie unosząc głowę. Byłam wściekła, wszyscy w szkole zawsze, albo mnie omijają z daleka, albo nabijają się ze mnie, więc wydaje mi się to oczywiste. Choć... cały czas mam wrażenie, że nie powinnam tego robić, że ich znam, ale  jak?

~~~~~

      Weszłam do domu, rzuciłam wszystko w kąt i usiadłam przed telewizorem otwierając świeże rogaliki, jeszcze ciepłe. Przeskakiwałam z programu na program w końcu zostawiłam na jakimś filmie fantasy, tu jakaś wróżka, tam jednorożec, jednym słowem nuda i tandeta.
      Próbowałam skupić się na filmie lecz moje myśli co chwile schodziły na inny tor, dlaczego ta kasztanowo-włosa dziewczyna i tamci chłopacy wydawali mi się znajomi.
      - Wcześniej ich nigdy nie spotkałam, no bo jak? - mówiłam sama do siebie. - Kilka dni temu byłam u mojej nienormalnej rodziny i ... i... Co my robiliśmy? - spytałam skołowana. - A kilka dni temu byłam... gdzie ja byłam kilka dni temu? Przecież ja nie pamiętam co robiłam, ale wydaje mi się, że byłam u mojej rodziny, więc jak. Nic nie rozumiem - złapałam się za głowę. - W takim razie ktoś musiał mi majstrować przy pamięci, ale po co? Co się takiego działo? - wstałam z kanapy i zaczęłam się przechadzać w tą i z powrotem.
      - Oni mówili coś o Saberthoot-dzie, ale dlaczego miała bym mieć jakikolwiek związek z mafią - mruczałam do siebie, poszłam do kuchni po coś do picia i wtedy to zobaczyłam. Na końcu blatu stołu leżał rzemyk, czarny rzemyk. Podeszłam do niego i uniosłam by się mu przyjrzeć, moim oczom ukazał się mały wisiorek, od którego odbijało się światło. Lecz największym zdziwieniem było to, że miał on kształt herbu Fairy Tail. - Skąd u mnie w domu coś takiego? - zapytałam.
      Od kogo mogłam dostać coś takiego? pomyślałam. Całkowicie zdezorientowana zrezygnowałam z dalszych przemyśleń na ten temat i poszłam pod prysznic.

~~~~~

      Nagle coś huknęło. Zerwałam się z łóżka, zerkając na zegarek, była trzecia nad ranem. Co to było? Podeszłam lekko wkurzona do drzwi, bo jakby nie patrzeć był środek nocy, a ja jutro muszę wstać do szkoły. Uchyliłam je i niczym cień przemknęłam do kuchni, z której dobiegały jakieś dziwne odgłosy.
      Szłam wręcz przyklejona do ściany by tylko nie zdradzić swojej obecności, lecz w tym przeszkodziły mi panele. Przez przypadek stanęłam na jednym z niewielu, które skrzypiały. Dźwięk poniósł się echem po całym domu, a odgłosy umilkły. Stałam modląc się by owi nieproszeni goście nie zwrócili na to uwagi. Niestety nie miałam tyle szczęścia i już po chwili na przeciwko mnie stał uzbrojony po zęby, włamywacz, a przynajmniej tak mi się wydaje, w czarnej kominiarce i stroju w tym samym kolorze.
      Spojrzałam w jego oczy, dziwnie znajome. Dwa niebieskie kryształy, które patrzyły na mnie z mieszanymi uczuciami. Kolejna zagadka do rozwiązania, kim jest ta osoba. Nagle za nią pojawiła się druga o wiele wyższa niż tamta. Także ubrana na czarno, tylko, że jego oczu nie potrafiłam zobaczyć.
      Nim się spostrzegłam wyższa z osób złapała mnie i trzymała w mocnym uścisku.
      - Puść mnie! - krzyknęłam, szarpiąc się na boki lecz to nic nie pomagało. - Precz z tymi łapskami! - W tym czasie druga osoba ściągnęła rękawiczki i wyjęła coś ze swojej kieszeni. Podeszła do mnie i odkorkowała, jak się okazało, mały flakonik z różowawą cieczą. Nie przejmując się moimi protestami wlała mi całość do ust. Zacharczałam kilka razy, krztusząc się lekko, ale po chwili poczułam jak powieki stają mi się ciężkie i zaraz po tym osunęłam się w spokojny, kamienny sen...

CDN
-----------------------------------------------------

Wiem, wiem krótki no, ale ja nie umiem pisać długich notek.
Pisałam tego posta 2 dni normalnie rekord ;P Ostatnie kilka
dni przeleżałam w łóżku z gorączką. Normalnie święto, bo ja
jestem chora raz na półtora roku o.O mówię serio, mam mega
odporność (w końcu kto chodzi w trampkach przy minusowej
pogodzie ;P i nie chorował, tak chodziłam w zeszłym roku do
szkoły ;)). Ten post to szczególna dedykacja dla wszystkich,
którzy pisali dzisiaj olimpiadę z chemii, mam nadzieję, że nasza
Uni-chan jakoś sobie tam radziła ;D Oraz dla Novy, która tak
się męczy z czytaniem moich bazgrołów. 
^v^

środa, 28 listopada 2012

Uwaga, uwaga

       Uwaga, uwaga ludzie dzisiaj dnia 29 listopada 2012 roku o godzinie 17:30 odbywa się wielkie otwarcie mojego drugiego bloga(pewnie i tak długo nie będzie). Jest to historia moja własna nie nawiązująca do żadnego anime, mangi, filmu, książki itd.
        Opowiada ona o dziewczynie albinoska o imieniu Zu, jak zwykle i poszukuje zabójcy swoich rodziców. Ach i jest elfem. Historia toczy się w czasach tak dawnych, że aż sama nie wiem ;D Nie obędzie się bez smoków, jednorożców, wróżek itp.
        Dzisiaj pojawił się prolog więc zapraszam do czytania ;P  Wyobraźnia nie zna granic ^v^
        I parę fotek na zakończenie *v* 

































Dużo tego o.O a wcześniej wydawało się być mniej o.O Dobra to zapraszam do czytania drugiego bloga, a ja postaram się napisać jutro nowego posta ;P
^v^

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 33: "Koga Taro"

         Przede mną stał Sting i Rogue, stanęłam zszokowana swoim odkryciem. Oni należeli do Saberthoot? 
         - Ale jak, dlaczego - pytałam samą siebie, stojąc w miejscu i nie mogąc się ruszyć. Wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
         Nie zareagowałam kiedy obydwoje rzucili się w moją stronę, krzycząc jakieś formułki. Nie ruszyłam się z miejsca, nie zablokowałam ich ataków po prostu to był zbyt duży szok dla mnie, że oni pracują dla Niego. Nim się obejrzałam poczułam potężny ból i krew ściekającą mi po twarzy. Zostałam odrzucona w tył. Jeszcze się nie ocknęłam po tamtym ciosie, a blondyn zaatakował mnie, nim uderzyłam w ścianę, tym razem uderzył w brzuch przez co wypuściłam z ręki Shu, który potoczył się parę metrów ode mnie. Sting uderzył z taką siłą, że zostałam wbita w ziemię robiąc przy okazji ogromną dziurę. Usłyszałam chrupnięcie i po chwili wyplułam strumień szkarłatnej cieczy.
         Cholera poszło kilka żeber warknęła wściekła Shini-chan Zu weź się w garść bo w takim tempie zaraz zginiesz! krzyknęła.
         Łatwo ci mówić jęknęłam, usiłując podnieść się z ziemi, syknęłam z bólu.
         Chcę przypomnieć, że jesteśmy jednością i czuje to samo co ty więc nie możesz tak mówić! wrzasnęła, przyprawiając mnie o migrenę. Więc ogarnij się i zrób coś... Uwarzaj!
          Nie zdążyłam zobaczyć co się dzieję, a już zostałam przygnieciona do jednej ze ścian. Chwilę później moja głowa miała bliskie spotkanie z kamieniem. Byłam kompletnie tym oszołomiona. Krew spływająca z rany na czole zalewała mi oko utrudniając widzenie, połamane żebra bolały niemiłosiernie, kilkanaście siniaków i lekkie wstrząśnienie mózgu. W takich chwilach cieszę się, że mam w sobie tyle czarnej magi, gdyż dzięki niej nie odczuwam takiego bólu jakiego powinnam i rany są lekko zaleczane, ale nie całkiem, już dawno powinnam leżeć martwa. Choć teraz niewiele mi brakuje.
         Mój oprawca już zamierzał jeszcze raz uderzyć moją głową o ścianę, tylko... no właśnie tylko, że spadł mi kaptur i odsłonił moją "lekko" pokiereszowaną twarz. Momentalnie zostałam wypuszczona z uścisku, mimo iż ledwo widziałam co się dzieję wykorzystałam okazję i podczołgałam się do mojej wcześniej zgubionej kosy. Wiedziałam że są oni w niemałym szoku.
         Lepszej okazji nie będzie mruknęła Shini-chan.
         Wiem odparłam rozplątując wstęgę i zamaczając ją w swojej krwi.
         Nie patrzyłam na nich, nie mogłam. Pod moim nogami pokazał się krwawy pentagram. Zaczął się on rozrastać obejmując coraz większy obszar.
         - Zu, ty... - zaczął Rogue, co spowodowało u mnie ucisk w żołądku.
         - Śpij - szepnęłam, kiedy już czar objął ich obu. Moich uszu dobiegł łoskot ciał opadających na kamienie.
         Nie myślałam o niczym chciałam tylko uratować Uni i się stąd zmyć. Szłam prosto przed siebie, wiedziałam gdzie idę, zaraz powinnam znaleźć się w jego pokoju, ona tam na pewno jest. Po drodze spotkałam paru ludzi, ale żaden z nich nie sprawiał mi największego problemu.
         Chwile później byłam już przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Nie pukałam, po prostu uchyliłam je i wślizgnęłam się bezgłośnie do środka. Moim oczom ukazał się przestronny pokój z kominkiem w centrum i dwoma fotelami na około niego, obok jednego z nich stał mały stoliczek. Na jednym z nich siedział wysoki facet o kasztanowych włosach, w ręce trzymał kieliszek z czerwonym winem i bawił się jego zawartością, a oczy miał zwrócone w stronę tańczących wesoło płomieni.
         - Stęskniłeś się? - spytałam lodowatym tonem. On zerwał się z krzesła upuszczając kieliszek, który rozbił się z brzękiem rozlewając wokół  szkarłatną ciecz.
         - Co? Jak? - spytał zdziwiony, ale po chwili się opamiętał, był łudząco podobny do Uni, lecz... - Co za banda niedorobionych, debili mówiłem im wyraźnie, że mają cię ulokować w nowym pokoju.
         - Widocznie musisz ich ukarać, Taro-kun - powiedziałam, bez jakichkolwiek emocji.
         - Shini-chan jakaś ty oziębła - powiedział uśmiechając się, szybko zmienił nastawienie.
         - Tyle lat, a ty dalej nas nie rozpoznajesz - zakpiłam, zbijając go z tropu.
         - Może tak. Miło, że wpadłaś w odwiedziny - próbował zmienić temat.
         - Jestem tu tylko po Uni i zaraz się wynoszę. - Skierowałam się w stronę drzwi znajdujących się po lewej stronie, jednak on zagrodził mi drogę.
         - Myślisz, że wam na to pozwolę, - mówił, a uśmiech nie schodził z jego twarzy - a zwłaszcza jej? - dodał wskazując drzwi.
         - Jeżeli będzie trzeba to użyję siły - powiedziałam ze stoickim spokojem. Od jeszcze szerzej się uśmiechnął i przysunął swoją twarz do mojej.
         - Przecież wiesz, że ze mną nie wygrasz - on miał rację nie wygram z nim, posiadał przedmiot, który mógłby całkowicie pozbawić mnie mocy, ale nie mogłam odpuścić nie teraz.
         Mocniej zacisnęłam ręce ma kosie. Wiedziałam co zrobić, albo się uda, albo znów mnie zamknie, wraz z Uni.
         Nie powinnaś tworzyć takich czarnych scenariuszy skarciła mnie Shini-chan nie zapominaj, że jest jeszcze Fairy Tail.
         No właśnie jeżeli mi się nie uda zostają oni, a znając ich siłę na pewno nie musimy się martwić. Wygodniej ujęłam broń i zamachnęłam się nią, lecz nagle z pokoju wyleciała mała kasztanowa istotka krzycząc:
         - Stój! 
         Ledwo udało mi się zapobiec, tragedii.
         - Uni? Co ty robisz od... - zaczęłam, ale on mi przerwała.
         - Nie rań papy! - wrzasnęła. On stał za nią uśmiechając się szyderczo.
         Cholera zapomniałam mruknęłam, wkurzona.
         - Uni opamiętaj się to nie jest twój ojciec - powiedziałam, próbując ją ratować.
         - Przestań, nie kłam nie chcę tego słuchać - odparła tylko.
         - Posłuchaj mnie to nie jest on, to jest Koga Taro szef Saberthoot - próbowałam, ją przekonać.
         - Zamknij się! - krzyknęła, co zbiło mnie trochę z tropu. - Nie wiesz jak to jest myśleć, że twój ojciec nie żyje. Przez tyle lat to przeżywałam, a kiedy okazało się, że on żyje ty próbujesz to zepsuć. To iż ty nie posiadasz rodziny i cierpisz z tego powodu, nie znaczy, że każdy ma się tak czuć. Nie niszcz mojego szczęścia!
         Tutaj Uni poruszyła temat, o którym starałam się zapomnieć. Rodzina...
         - Czy teraz mogę powiedzieć to co chciałam? - spytałam się spokojnie. Zakryłam grzywką oczy, bo tylko one zdradzały jak bardzo te słowa mnie zraniły. - On jest Koga Taro szef Saberthoot, ma ona moc zmieniania wyglądu. Może stać się kim zechce i posiadać jego moce. Więc lepiej nie wież w to co widzisz. Odsuń się.
         Kasztanowo włosa w końcu pojęła sens moich słów, lecz nie zdążyła zareagować, mężczyzna złapał ją za gardło i zaczął dusić.
         - No i widzisz co zrobiłaś Zu? Teraz będę musiał być brutalny - odparł szczerząc się jak wariat.
         - Postaw ją - warknęłam.
         - Ooo... czyli po tym co powiedziała dalej ci na niej zależy - powiedział.
         - Postaw ją - krzyknęłam robić zamach kosą, lecz on bez większego trudu unikał moich ataków. Zadawałam coraz więcej ciosów. W końcu jeden trafił w ramię, którym trzymał Uni, ale było to tylko lekkie draśnięcie mimo to wypuścił ją. Kasztanowowłosa upadła na ziemię łapiąc łapczywie powietrze.
         - Nie odpuścisz co? - powiedział, po czym zrobił kilka kroków i znalazł się przede mną. - A mogliśmy załatwić to pokojowo, teraz lepiej będzie cię chyba zabić nie uważasz? W końcu i tak mam to co chciałem - wyszczerzył się i przyłożył spory kamyk do mojej piersi.
         Momentalnie cała magia uszła z mojego ciała, a ja upadłam na ziemię. Usiłując nie zatopić się w czerni, która mimo wszystko pochłaniała mnie. Czułam potworny ból w piersi.
         - Cholera - mruknęłam. Umierałam i nikt nie mógł na to nic poradzić. Ostatnie co zobaczyłam przed tym jak osunęłam się w mrok, była zapłakana twarz Uni i radość tamtego bydlaka.
         Cholera powiedziałam i odpłynęłam...


CDN

--------------------------------------------------

Wiem krótki, ale jakoś tak nie wiedziałam jak to napisać, żeby
było jak chciałam. Dzisiaj w ogóle jakoś tak nie miałam za 
bardzo weny, ale bałam się tego, że Uni-chan zacznie mnie
molestować w szkole, z powodu ostatniego zakończenia *v*
Kilka dni temu wymyśliłam fabułę nie związanie z jakimkolwiek
 anime i się zastanawiam, czy zrobić nowego bloga, czy lepiej nie,
bo nie wiem czy dam sobie radę z pisaniem i tu i tu, ale może 
spróbuję C; Dedykacja dla wszystkich moich czytelników.
Mam nadzieję, że jako tako ten post wyszedł i będzie się
dało go przeczytać 
^v^

czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 32: "Prawdziwa twarz i... spotkanie"

       Zu! zawołał Helicanine, powalając kolejnego przeciwnika na pewno wiesz gdzie mamy iść? spytał z powątpiewaniem.
       Wiem doskonale nam każdy kąt tej budy odparłam zgarniając grzywkę z oczu, po raz ęty. Białej gorączki dostawałam z tymi kłakami. Kolejna osoba rzuciła się w moją stronę, walnęłam ją w brzuch z taką siłą, że osunął się na kolana plując krwią. Nie zabijam ich tylko ogłuszam nie jestem mordercą.
        Znajdowaliśmy się w wąskim korytarzu z łukowatym dachem i kamiennymi ścianami, w jednym miejscu sufit wznosił się, właśnie to miejsce było najbardziej oświetlone, ponieważ znajdował się tam wielki witraż. Z drzwi znajdujących się prawie wszędzie wysypywało się coraz więcej ludzi, którzy widząc intruzów atakowali bez zastanowienia. Powaliłam jeszcze kilku i już wściekła na maksa z powodu swoich włosów, złapałam za nie i jednym płynnym ruchem odcięłam przeszkadzające mi grzywkę.
        Co ty robisz to nie czas na poprawianie wyglądu warknął zielony kot, po czym do moich uszu dobiegł czyiś krzyk.
         A ty mógłbyś tak nie hałasować mruknęłam z dezaprobatą widząc mężczyznę trzymającego się za nogę, która krwawiła obficie. Zamiast tak się nad nimi znęcać wystarczył by jeden porządny cios, żeby był nieszkodliwy.
         Zajmij się lepiej sobą odparł wkurzony i rzucił się na kolejną osobę.
         Mijały minuty, a przeciwników było coraz więcej, złapała mnie już lekka zadyszka, Helicanina też, mieliśmy kilka zadrapań, oraz skaleczeń. W końcu zdecydowałam przysunęłam się bliżej kota i przekazałam telepatycznie.
         Leć po mistrza powiedziałam powalając kolejnych trzech.
         Ale co z tobą? spytał z nutką troski nie, żebym się martwił czy coś, ale Uni... dodał bez przekonania.
         Znamy się już trochę więc powinieneś wiedzieć, że to dla mnie pestka stwierdziłam lekko rozbawiona.
         Masz rację zgodził się niechętnie.
         Osłaniam cię, a ty leć.
         Kot napiął mięśnie rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze, poszybował wprost do najbliższego źródła światła. W tym czasie powaliłam kilkoro ludzi próbującego go powstrzymać, po chwili po Helicaninie nie było już śladu, a moich uszu dobiegł dźwięk rozbijanego szkła.
         Uśmiechnęłam się szeroko.Złapałam mocniej kose i zrobiłam piruet,wszyscy ustawili się w bezpiecznej odległość by przypadkiem nie dostać się pod ostrze mojej broni. Dzięki temu mogłam pokazać co naprawdę potrafię. Z powodu tego zielonego kota nie mogłam tego zrobić, żeby go nie narażać. Uczyniłam kolejny ruch tym razem zamachnęłam się w taki sposób, żeby zrobić ranę na dłoni. Po chili świeża krew kapała na posadzkę. Jednym płynnym ruchem rozwinęłam wstęgę, która oplatała drzewiec kosy i całą ją pokryłam krwią z rany. Poczułam zmianę jakby nowa energia wstąpiła w moje ciało, czułam się cudownie, lecz mimo to nie radowało mnie to, wręcz przeciwnie.
        - Nienawidzę czarnej magi - mruknęłam. Stałam spokojnie, a pode mną nagle ziemia rozbłysła szkarłatem po czym mym oczom i wszystkich tu obecnych ukazał się pentagram, którego linie były narysowane krwią. Była to magia, która należała niegdyś do Shini-chan, ale teraz jest także moja. dlaczego? Bo ja i ona jesteśmy jednym, wszyscy uważają ją za potwora, Krwawą Mery, która zabijała wszystkich i wszystko, ale to są kłamstwa.
        Jej historia została zmyślona przez ludzi którzy się jej bali i ją zapieczętowali w Sereni, stało się tak ponieważ oprócz Zerefa tylko ona posługiwała się czarną magią, nie dlatego, że to lubiła tylko dlatego, że dostała takich opiekunów. Nigdy nikogo nie zraniła była naprawdę potulna, ale ludzie po tym co zrobił Czarny Mag bali się jej, z tego właśnie powodu była zawsze sama, tylko ona i jej opiekunowie. Mieszkała spokojnie na odludziu by nikomu nie przeszkadzać. Z czasem zaczęła omijać wszystkich nałogowa i wyrobił się w niej mroczny charakter, ale ona zawsze tylko groziła, zabijała wzrokiem, lecz  nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy. Może wygląda na taką, mimo to pozory mylą.
        To, że jest wśród nas to moja sprawka, ponieważ kiedy ludzie chcący się jej pozbyć źle odprawili rytuał i jej dusza została podzielona na dwie części. Jedną częścią jestem ja Zu, a druga to Shini-chan. Zaczęłam mówić, że to przeze mnie jest tutaj kiedy moja matka była w ciąży i zajmowała się jednym z przywołań, nieświadomie zmieniłam treść formułki, nie wiem jak nienarodzone dziecko mogło zrobić coś takiego, ale przeze mnie ona jest tutaj. Lecz nasze dusze nie mogą się połączyć, na pewno nie teraz. Tej prawdy nikt nie zna. Nikt prócz mnie.
        Pentagram zaczął się rozrastać obejmując coraz większy obszar i ludzi. Kiedy wszyscy już się w nim znaleźli powiedziałam, spokojnie:
        - Zamroź - momentalnie wszystko zmieniło się w lód. Pokrył ludzi, ściany, podłogę, najróżniejsze przedmioty dosłownie wszystko, oprócz jednej osoby stojącej pośrodku tego wszystkiego, białe włosy opadały na jasne czoło, a w ręku trzymała kose.
        - Nie mogę zemdleć, nie teraz - szeptałam lecz czerń zbliżała się nieubłaganie. Oparłam się o ścianę, łapiąc łapczywie powietrze. Taki stan nie spowodowała utrata energii magicznej, lecz choroba. Jestem poważnie chora już dawno powinnam umrzeć, niestety magia płynąca w moich żyłach nigdy na to nie pozwoli, póki nie utracę jej zbyt wiele. Teraz właśnie wykorzystałam 1/4 moich zapasów, normalnie każdy by nie wytrzymał tego zaklęcia, ale nie ja, posiadam tyle magi ile Mira, Erza i Makarov razem wzięci, wiem to jest bardzo dużo, ale w moim wątłym ciele znajduje się tego tyle, niemożliwe? a jednak.
        Moją chorobę zatrzymuje magia, a utrata znacznej części może spowodować, że zemdleję, jeżeli wykorzystam większość to jest pewne iż nie dożyję ranka. Moje zaklęcia zabierają bardzo dużo tej cennej energii dlatego zawsze wykorzystuje je w ostateczności.
        Po chwili u mojego boku pokazała się czarna kotka.
        Zu powiedziała zatroskana lepiej użyj uwolnienia także na mnie.
        - Nie jeszcze nie - wysapała z trudem, siadając. - Przypilnuj mnie chwilę muszę odpocząć - poprosiłam. Nie wiem jak długo siedziałam, nie spałam byłam całkowicie skupiona na otaczającym mnie świecie. Po jakimś czasie mój oddech się uspokoił wszystko przeszło więc mogłam bezpiecznie wstać i iść dalej, pośród tego "lodowego królestwa".
       Szłam właśnie schodami do góry, ciągnęły się chyba w nieskończoność. W końcu przede mną zamajaczył normalny grunt. Już miałam ostatni raz unieść nogę kiedy Shini-chan zawołała:
       Uważaj  momentalnie rozglądnęłam się w około, szukając wzrokiem jakiegoś przeciwnika. Nagle z mroku przede mną wystrzelił ciemny promień, mało widoczny w tych egipskich ciemnościach. Nienawidziłam tego miejsca tutaj zawsze jest ciemno i ponuro. Odskoczyłam w bok, lądując na kolanie. Po chwili kolejny płomień i znów.
       Wkurza mnie to mruknęłam do Shini-chan.
       Mnie też odpowiedziała.
       Czuć było, że to inny rodzaj przeciwnika, teraz tak łatwo mogło mi nie pójść.
        - Moka uwolnienie - szepnęłam, kotka, która cały czas była koło mnie, zmieniła się w obszerny płaszcz, z szerokim kapturem. Założyłam go pasował idealnie, był cały czarny i zakrywał całe moje ciało, przypominałam prawdziwego Boga Śmierci. Odbiłam się od ziemi i zniknęłam dosłownie, nie przyśpieszyłam tylko zniknęłam,i pojawiłam się niedaleko mojego przeciwnika. Na tym polegała specyfika tego ubrania, otwierałam coś na wzór portalu widocznego tylko mnie i moim opiekunom przez co mogłam przemieszczać się o 200m w każdą stronę z miejsca, którego stoję. Była to magia zabierając bardzo mało energii dlatego mogłam używać tego do woli.
       Nie widziałam moich przeciwników zbyt dobrze tylko jakieś zarysy. Raz mijała mnie czarna kula ognia, a za drugim razem biała, dopiero kiedy się do nich zbliżyłam zobaczyłam, że jest ich dwóch. Widziałam ich kształt z daleka, pojawiłam się koło wysokiego blondyna i zadałam mu cios w kark, był zbyt zaskoczony tym co się właśnie stało, żeby mnie zablokować. Jego znajomy był bardziej rozgarnięty i zablokował drzewiec kosy zanim uderzyła tamtego powodując utratę kontaktu z rzeczywistością.
       Znów zniknęłam i pojawiłam się dalej od nich. Niestety nie spodziewałam się jednego, że ktoś zapali wazy wypełnione łatwo palą substancją. Nagła jasność sprawiła iż moje oczy zakuły boleśnie i musiałam je zamknąć, zbyt długo byłam w ciemności, już dawno mój wzrok odzwyczaił się od światła.
       Moi przeciwnicy wykorzystując tę chwile dezorientacji ponownie użyli tych płomieni, nie zdążyłam odskoczyć, ale dzięki Bogu, że założyłam wcześniej ten płaszcz, nie działała na niego magia, no prawie, wszystko ma swój limit. Kiedy skończyli swój atak, jeden z nich wyskoczył nade mną i krzyknął:
       - Pięść Białego Smoka - nie uderzył mnie tylko dzięki mojej szybkiej reakcji momentalnie użyłam przeniesienia i znalazłam się daleko od nich, by uspokoić oddech. Czekaj stop, stop ja go przecież znam to najnormalniej w świcie jest Sting Eucliffe z mojej klasy. Przeniosłam wzrok na drugiego przeciwnika i moje serce przyśpieszyło, a nogi miałam jak z waty. To nie może być prawda oni w siedzibie Saberthoot? Nie, cofnęłam się o krok. Czego Rogu należy do Saberthoot?



CDN

-------------------------------------------------------

Sorka ludzie, że dopiero dzisiaj no, ale moje zachcianki i tak dalej 
zmieniają się jak pogoda jesienią, sama czasem nie
 nadążam ^u^ No po prostu Uni-chan powiedziała mi ciekawą rzecz 
na temat  Junjou Romantici(dzień w dzień się samej siebie pytam 
"Boże co ja oglądam" mimo wszystko oglądam dalej C;)musiałam 
sprawdzić czy to prawda no i jak zaczęłam to skończyć nie mogłam
 aktualnie czeka na mnie druga seria już nie mogę się doczekać *v* 
I wczorajsze zmienianie szablonu na blogu dzisiaj dokańczałam,
bo wczoraj się nie wyrobiłam z tym wszystkim. Dedykacja dla Uni-chan 
za dedykację dla mnie *v* Trzymajcie się ludzie i do zobaczenia przy
 następnym poście
^v^