niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 33: "Koga Taro"

         Przede mną stał Sting i Rogue, stanęłam zszokowana swoim odkryciem. Oni należeli do Saberthoot? 
         - Ale jak, dlaczego - pytałam samą siebie, stojąc w miejscu i nie mogąc się ruszyć. Wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
         Nie zareagowałam kiedy obydwoje rzucili się w moją stronę, krzycząc jakieś formułki. Nie ruszyłam się z miejsca, nie zablokowałam ich ataków po prostu to był zbyt duży szok dla mnie, że oni pracują dla Niego. Nim się obejrzałam poczułam potężny ból i krew ściekającą mi po twarzy. Zostałam odrzucona w tył. Jeszcze się nie ocknęłam po tamtym ciosie, a blondyn zaatakował mnie, nim uderzyłam w ścianę, tym razem uderzył w brzuch przez co wypuściłam z ręki Shu, który potoczył się parę metrów ode mnie. Sting uderzył z taką siłą, że zostałam wbita w ziemię robiąc przy okazji ogromną dziurę. Usłyszałam chrupnięcie i po chwili wyplułam strumień szkarłatnej cieczy.
         Cholera poszło kilka żeber warknęła wściekła Shini-chan Zu weź się w garść bo w takim tempie zaraz zginiesz! krzyknęła.
         Łatwo ci mówić jęknęłam, usiłując podnieść się z ziemi, syknęłam z bólu.
         Chcę przypomnieć, że jesteśmy jednością i czuje to samo co ty więc nie możesz tak mówić! wrzasnęła, przyprawiając mnie o migrenę. Więc ogarnij się i zrób coś... Uwarzaj!
          Nie zdążyłam zobaczyć co się dzieję, a już zostałam przygnieciona do jednej ze ścian. Chwilę później moja głowa miała bliskie spotkanie z kamieniem. Byłam kompletnie tym oszołomiona. Krew spływająca z rany na czole zalewała mi oko utrudniając widzenie, połamane żebra bolały niemiłosiernie, kilkanaście siniaków i lekkie wstrząśnienie mózgu. W takich chwilach cieszę się, że mam w sobie tyle czarnej magi, gdyż dzięki niej nie odczuwam takiego bólu jakiego powinnam i rany są lekko zaleczane, ale nie całkiem, już dawno powinnam leżeć martwa. Choć teraz niewiele mi brakuje.
         Mój oprawca już zamierzał jeszcze raz uderzyć moją głową o ścianę, tylko... no właśnie tylko, że spadł mi kaptur i odsłonił moją "lekko" pokiereszowaną twarz. Momentalnie zostałam wypuszczona z uścisku, mimo iż ledwo widziałam co się dzieję wykorzystałam okazję i podczołgałam się do mojej wcześniej zgubionej kosy. Wiedziałam że są oni w niemałym szoku.
         Lepszej okazji nie będzie mruknęła Shini-chan.
         Wiem odparłam rozplątując wstęgę i zamaczając ją w swojej krwi.
         Nie patrzyłam na nich, nie mogłam. Pod moim nogami pokazał się krwawy pentagram. Zaczął się on rozrastać obejmując coraz większy obszar.
         - Zu, ty... - zaczął Rogue, co spowodowało u mnie ucisk w żołądku.
         - Śpij - szepnęłam, kiedy już czar objął ich obu. Moich uszu dobiegł łoskot ciał opadających na kamienie.
         Nie myślałam o niczym chciałam tylko uratować Uni i się stąd zmyć. Szłam prosto przed siebie, wiedziałam gdzie idę, zaraz powinnam znaleźć się w jego pokoju, ona tam na pewno jest. Po drodze spotkałam paru ludzi, ale żaden z nich nie sprawiał mi największego problemu.
         Chwile później byłam już przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Nie pukałam, po prostu uchyliłam je i wślizgnęłam się bezgłośnie do środka. Moim oczom ukazał się przestronny pokój z kominkiem w centrum i dwoma fotelami na około niego, obok jednego z nich stał mały stoliczek. Na jednym z nich siedział wysoki facet o kasztanowych włosach, w ręce trzymał kieliszek z czerwonym winem i bawił się jego zawartością, a oczy miał zwrócone w stronę tańczących wesoło płomieni.
         - Stęskniłeś się? - spytałam lodowatym tonem. On zerwał się z krzesła upuszczając kieliszek, który rozbił się z brzękiem rozlewając wokół  szkarłatną ciecz.
         - Co? Jak? - spytał zdziwiony, ale po chwili się opamiętał, był łudząco podobny do Uni, lecz... - Co za banda niedorobionych, debili mówiłem im wyraźnie, że mają cię ulokować w nowym pokoju.
         - Widocznie musisz ich ukarać, Taro-kun - powiedziałam, bez jakichkolwiek emocji.
         - Shini-chan jakaś ty oziębła - powiedział uśmiechając się, szybko zmienił nastawienie.
         - Tyle lat, a ty dalej nas nie rozpoznajesz - zakpiłam, zbijając go z tropu.
         - Może tak. Miło, że wpadłaś w odwiedziny - próbował zmienić temat.
         - Jestem tu tylko po Uni i zaraz się wynoszę. - Skierowałam się w stronę drzwi znajdujących się po lewej stronie, jednak on zagrodził mi drogę.
         - Myślisz, że wam na to pozwolę, - mówił, a uśmiech nie schodził z jego twarzy - a zwłaszcza jej? - dodał wskazując drzwi.
         - Jeżeli będzie trzeba to użyję siły - powiedziałam ze stoickim spokojem. Od jeszcze szerzej się uśmiechnął i przysunął swoją twarz do mojej.
         - Przecież wiesz, że ze mną nie wygrasz - on miał rację nie wygram z nim, posiadał przedmiot, który mógłby całkowicie pozbawić mnie mocy, ale nie mogłam odpuścić nie teraz.
         Mocniej zacisnęłam ręce ma kosie. Wiedziałam co zrobić, albo się uda, albo znów mnie zamknie, wraz z Uni.
         Nie powinnaś tworzyć takich czarnych scenariuszy skarciła mnie Shini-chan nie zapominaj, że jest jeszcze Fairy Tail.
         No właśnie jeżeli mi się nie uda zostają oni, a znając ich siłę na pewno nie musimy się martwić. Wygodniej ujęłam broń i zamachnęłam się nią, lecz nagle z pokoju wyleciała mała kasztanowa istotka krzycząc:
         - Stój! 
         Ledwo udało mi się zapobiec, tragedii.
         - Uni? Co ty robisz od... - zaczęłam, ale on mi przerwała.
         - Nie rań papy! - wrzasnęła. On stał za nią uśmiechając się szyderczo.
         Cholera zapomniałam mruknęłam, wkurzona.
         - Uni opamiętaj się to nie jest twój ojciec - powiedziałam, próbując ją ratować.
         - Przestań, nie kłam nie chcę tego słuchać - odparła tylko.
         - Posłuchaj mnie to nie jest on, to jest Koga Taro szef Saberthoot - próbowałam, ją przekonać.
         - Zamknij się! - krzyknęła, co zbiło mnie trochę z tropu. - Nie wiesz jak to jest myśleć, że twój ojciec nie żyje. Przez tyle lat to przeżywałam, a kiedy okazało się, że on żyje ty próbujesz to zepsuć. To iż ty nie posiadasz rodziny i cierpisz z tego powodu, nie znaczy, że każdy ma się tak czuć. Nie niszcz mojego szczęścia!
         Tutaj Uni poruszyła temat, o którym starałam się zapomnieć. Rodzina...
         - Czy teraz mogę powiedzieć to co chciałam? - spytałam się spokojnie. Zakryłam grzywką oczy, bo tylko one zdradzały jak bardzo te słowa mnie zraniły. - On jest Koga Taro szef Saberthoot, ma ona moc zmieniania wyglądu. Może stać się kim zechce i posiadać jego moce. Więc lepiej nie wież w to co widzisz. Odsuń się.
         Kasztanowo włosa w końcu pojęła sens moich słów, lecz nie zdążyła zareagować, mężczyzna złapał ją za gardło i zaczął dusić.
         - No i widzisz co zrobiłaś Zu? Teraz będę musiał być brutalny - odparł szczerząc się jak wariat.
         - Postaw ją - warknęłam.
         - Ooo... czyli po tym co powiedziała dalej ci na niej zależy - powiedział.
         - Postaw ją - krzyknęłam robić zamach kosą, lecz on bez większego trudu unikał moich ataków. Zadawałam coraz więcej ciosów. W końcu jeden trafił w ramię, którym trzymał Uni, ale było to tylko lekkie draśnięcie mimo to wypuścił ją. Kasztanowowłosa upadła na ziemię łapiąc łapczywie powietrze.
         - Nie odpuścisz co? - powiedział, po czym zrobił kilka kroków i znalazł się przede mną. - A mogliśmy załatwić to pokojowo, teraz lepiej będzie cię chyba zabić nie uważasz? W końcu i tak mam to co chciałem - wyszczerzył się i przyłożył spory kamyk do mojej piersi.
         Momentalnie cała magia uszła z mojego ciała, a ja upadłam na ziemię. Usiłując nie zatopić się w czerni, która mimo wszystko pochłaniała mnie. Czułam potworny ból w piersi.
         - Cholera - mruknęłam. Umierałam i nikt nie mógł na to nic poradzić. Ostatnie co zobaczyłam przed tym jak osunęłam się w mrok, była zapłakana twarz Uni i radość tamtego bydlaka.
         Cholera powiedziałam i odpłynęłam...


CDN

--------------------------------------------------

Wiem krótki, ale jakoś tak nie wiedziałam jak to napisać, żeby
było jak chciałam. Dzisiaj w ogóle jakoś tak nie miałam za 
bardzo weny, ale bałam się tego, że Uni-chan zacznie mnie
molestować w szkole, z powodu ostatniego zakończenia *v*
Kilka dni temu wymyśliłam fabułę nie związanie z jakimkolwiek
 anime i się zastanawiam, czy zrobić nowego bloga, czy lepiej nie,
bo nie wiem czy dam sobie radę z pisaniem i tu i tu, ale może 
spróbuję C; Dedykacja dla wszystkich moich czytelników.
Mam nadzieję, że jako tako ten post wyszedł i będzie się
dało go przeczytać 
^v^

4 komentarze:

  1. No pewnie ze da sie go przeczytac! Ba! Siedzialam z rozwarta geba (buzia- jak kto woli) do ostatniego slowa i zostawilas mnie w takim momencie???

    Znalazlam dwa bledy (chyba), ale w zaden sposob nie przyslonily rozdzialu ;D
    No to teraz czekam na nexta.. A i musze dodac ze zaczynam miec slabosc do Rouge'a ;D pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No cudeńko, kochana. Miałaś mnóstwo inspiracji, gdy to pisałaś. Wyszło ci wręcz genialne, więc szybko pisz dalej, bo nie wytrzymam.
    No to weny i czasu oraz ochoty. A teraz spadam. Do zoba jutro w szkole.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łeeee, mnie się nie podoba takie zakończenie.!
    Rozdział świetny, nie można się oderwać a ty go przerywasz w taki sposób i w takim momencie.
    No wiesz... Jesteś wstrętna.
    Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  4. A podobno ja wiecznie zmieniam szablony :D
    Widzę u ciebie ten sam nawyk xD
    Tym razem trafiłaś w me gusta, bo rozdział jest czytelny, a nagłówek boski! :D
    Zabij mi Zu, a i ciebie zatłukę! >.<
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, mam nadzieję że wkrótce się pojawi!

    OdpowiedzUsuń