środa, 31 października 2012

Rozdział 26: "Uni"

         Uni
         - Co tam się dzieje? - szepnęłam zaspanym głosem. Obudziły mnie głośne hałasy dochodzące z dołu. O matko człowiek dopiero prawie nie zginął, a tu nawet spać mu nie dadzą. Nie udolnie próbowałam przekręcić się na bok, ale to tylko wywołało u mnie napad potwornego bólu. - Ał... - jęknęłam.
          Leżałam tak bez ruchu w ciemności wsłuchując się w odgłosy przyjęcia. Krzyki, niszczone sprzęty, pijackie przyśpiewki i tak dalej. Nagle usłyszałam kroki na schodach, zamknęłam oczy i udawałam, że dalej śpię.
          - Zostaw mnie Juvia - wszędzie rozpoznam ten głos, to Gray. Moje serce zabiło mocniej.
          - Ale paniczu Gray, Juvia nie chce nic złego.
          - Jesteś schlana w cztery dupy, nie wiesz co robisz - słychać było ich coraz bliżej.
          - Ale paniczu Gray...
          - Juvia mówię przecież żebyś zostawiła mnie w spokoju. Co ty robisz nie dotykaj moich spodni, dziewczyno opanuj się. - Słysząc to zrobiłam się cała czerwona i ze wstydu i wściekłości.
          - Ale... - tutaj jej głos się urwał i coś ciężkiego wylądowało na mojej piersi, całe powietrze uszło mi z płuc, otworzyłam szeroko oczy i jęknęłam przeciągle. Całe moje ciało przeszył potworny ból, jeszcze do końca nie wyzdrowiałam, po tym jak kilku tonowe zwierze wielkości pociągu, upadło na mnie.
          - Uni nic ci nie jest? wszystko ok? - zawołał granatowowłosy zrywając się mojego łóżka przy okazji zrzucił, co zdążyłam zauważyć, nie przytomną Juvie na ziemie.
          - Jak próbowałeś mnie dobić to mogłeś przynajmniej zrobić to szybko i bezboleśnie - odparłam rozgoryczona. On wziął niebieskowłosą na ręce i położył na łóżku obok.
          - Same z nią problemy - powiedział. - Ile jej razy nie powiesz, żeby się odczepiła ta i tak robi swoje. - Spojrzałam na niego pytająco.
          - Ja myślałam że jesteście razem - odparłam z goryczą w głosie. Gray odwrócił się błyskawicznie i wymachując rękami zaczął się bronić.
          - Nie jesteśmy razem, może to tak wygląda, ale on - wskazał nieprzytomną Juvie -  jest psychopatką, która mnie prześladuje. - cieszyła mnie ta wiadomość.
          - Mmmm... wszyscy mówią co innego - droczyłam się z nim.
          - O matko, mówię, że same problemy z nią.
          - A może ty jednak ją lubisz co? - powiedziałam, uśmiechając się. On chyba się trochę wściekł. - Oj już, już tak tylko sobie gadam... - nie dokończyłam, bo granatowowłosy zrobił coś co mnie zdziwiło, ale nie, że zdziwiło tylko zdziwiło. zdziwiło. Zbliżył swoje usta do moich i złożył pocałunek, czegoś takiego się nie spodziewana, kiedy w końcu oderwał się ode mnie powiedział tylko:
          - Przepraszam - miał już odejść, ale chwyciłam go lekko za rękę, powstrzymując od tego.
          - Nie przepraszaj - powiedziałam, rumieniec nie schodził z mojej twarzy. - Cieszę się, że to zrobiłeś, bo sama nie potrafiła bym zrobić czegoś takiego. - Odwrócił się patrząc na mnie dziwnie. - Wiesz od dłuższego czasu lubię cię bardziej, ale nie potrafiłam tego wyrazić, cieszę się, że zrobiłeś to za mnie - uśmiechnęłam się. On odwzajemnił mój uśmiech. Po czym wziął mnie w objęcia swoich silnych ramion. - Ał... boli - jęknęłam.
          - Przepraszam.
         
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

          Zu

          - Zu - ktoś mną potrząsnął, ale nie zwracałam na to uwagi ten blat był taki wygodny. - Wstawaj musisz iść do domu chyba że masz zamiar tutaj spać.
          - Sostaf mnie - powiedziałam pijana.
          - O matko - poczułam ucisk na tali i po chwili znajdowałam się już w ramionach Erzy. - A podobno miałaś dzisiaj nie pić.
          Świat zawirował:
           - Jeszcze chwila, a puszcze pawia - mruknęłam.
           Nie pamiętam kiedy wylądowałam w swoim łóżku i zasnęłam spokojnie.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

           - Mamo, tato! - krzyczałam, biegając w kółko po płonącym domu. Nie wiedziałam co robić, nigdzie nie było moich rodziców. Dym stawał się coraz gęstszy i utrudniał mi oddychanie, upadłam na ziemie kaszląc i krztusząc się. 

           - Zu! - zawołał ktoś. Jak przez mgłę widziałam człowieka, który widząc moją drobną postać leżącą bezwładnie na ziemi podbiegł. Zostałam podniesiona z ziemi, a po chwili leżałam już bezpiecznie przed domem.
           - Kochanie - jęknęła jakaś kobieta i przytuliła mnie do piersi. - Przepraszam, ale musisz tu zostać. Pamiętaj mamusia po ciebie wróci, czekaj na mnie - poczułam jak po karku spływają mi ciepłe, słone krople.
           - Leila musimy już iść - powiedział ktoś, lecz nie mogłam zobaczyć kto.
           - Mamo...
           - Cicho spokojnie - w oddali słychać było syreny radiowozów. Kobieta położyła mnie z powrotem na ziemi i odeszła pomału cały czas oglądając się za siebie.
           - Mamo - próbowałam krzyknąć, ale zdołałam wydać z siebie tylko niezrozumiałe słowa. Płakałam, a moje łzy mieszały się z poranną rosą. Wstawał nowy świt i zaczął się nowy etap w moim życiu.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

           Podniosłam się błyskawicznie z łóżka, twarz miałam mokrą od płaczu. Kolejny sen.



CDN


-------------------------------------------------------

Niestety to nie jest specjal halloweenowy 
ani obiecany (jutro dopiero będzie)tak więc nie jest 
to też zwykły post, bo narrator się nam na chwile zmienił.
 Stało się tak bo nie miałam pomysłu na obiecany wątek
miłosny Uni x Gray. Mam nadzieję, że jako tako wyszedł.
Miłego długiego weekendu
^v^

wtorek, 30 października 2012

Rozdział 25: "Kuzynka"

         - O czym chciałaś porozmawiać? 
         - Bo widzisz w pewnym sensie jestem twoją kuzynką.
         - Co? - spytałam zdziwiona.
         - Nasi ojcowie byli bliskimi przyjaciółmi, prawie jak bracia. W dzieciństwie często was odwiedzaliśmy w tajemnicy, ponieważ twoi rodzice pobrali się mimo iż ich mafie prowadziły wojnę, no akurat to się nie zmieniło, dlatego też musieli się ukrywać - mówiła cały czas ze zwieszoną głową.
         - Czekaj, czeka, bo chyba czegoś nie rozumiem. Jesteś moją kuzynką, rodzice należeli do mafii i jeszcze znamy się od dziecka yyy... wróć znasz mnie od dziecka, bo ja nie pamiętam czegoś takiego, oraz moi rodzice byli w związku, który nigdy nie powinien powstać. Ale do jakich rodziny należeli, że mogli być razem tylko potajemnie. Co się z nimi stało? i dlaczego nic nie pamiętam? - mówiłam coraz bardziej zdezorientowana.
         - Powoli - powiedziała Erza uśmiechając się lekko. - Twoja matka była córką Makarova...
         - Cooooooooooooo...?! - zawołałam.
         - Spokojnie, dziadziuś nie wie, że ona ma dziecko. Kiedyś uciekła i ślad po niej zaginął, tylko ja z rodzicami wiedziałam gdzie są, ale nie miałam o niczym pojęcia, a teraz...
         - A mój ojciec? - spytałam, chyba nic mnie już bardziej nie zdziwi stwierdziłam.
         - Był bratem aktualnego szefa Sabertooth - powiedziała. Ja wyłożyłam się na sofie ledwo żywa, lepszej pary nie dało się znaleźć.
         - Gdzie są teraz? - spytałam, cicho. Erza się zasmuciła.
         - Dwa lata po twoich narodzinach mafia twojego ojca dowiedziała się, gdzie są i... - usiadłam koło niej, oniemiała. Zostali zamordowani tylko dla tego, że chcieli być razem.
         - Czy widziałaś jakiś opiekunów jak do nas przyjeżdżaliście? - spytałam zdeterminowana. Nikt nie może zabronić być ze sobą osobom, które tego chcą nie jesteśmy w średniowieczu.
         - Co masz na myśli? - spytała mnie czerwonowłosa, unosząc głowę i patrząc pytającym wzrokiem.
         - No białego dużego psa, rasy haskie i czarnego kota.
         - Mmm... nie, chyba nie, ale nie założę się, nie pamiętam, a dlaczego pytasz?
         - Nie, nic - przygryzłam, wargę. O co tu chodzi? Potrząsnęłam głową - dobra nie mogę już dłużej siedzieć w tej ciemni - zerwałam się na równe nogi i podeszłam do okien by zwinąć rolety.
         - No i w końcu mówisz coś normalnego - powiedziała Erza pomagając mi.
         - Jeżeli zostanę tu jeszcze chwile, to znów wpadnę w depresję. Mam ochotę na lody, znasz jakąś dobrą cukiernię?
         - Pewnie, a nawet kilka - mówiąc to ujrzałam w jej oku błysk. Wyszczerzyłyśmy się demonicznie.
         - To, od której zaczynamy?


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

         - Ale się najadłam - wracałyśmy właśnie z czternastej cukierni, oczywiście nie z pustymi rękoma.

         - Ale to ciasto czekoladowe było przepyszne - rozmarzyła się Erza. - Dobrze że wzięłam trochę na wynos.
         Spojrzałam na pięć pudełek w mich ramionach i coś około dziesięciu u czerwonowłosej. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić i nie zacząć rzucać tymi ciastami.
         - Chodźmy odwiedzić Uni - powiedziałam.
         - Świetny pomysł nie byłam u niej odkąd wróciliśmy - odparła.
         - Ja też, martwię się o nią.
         - Zu - głos Erzy stał się poważny.
         - Hmm...? - spytałam wpychając do buzi resztki pączka.
         - Co się stało podczas tej misji? - spytała.
         - So? - spytałam z pełnymi ustami.
         - No, kiedy Uni walczyła, jak to się stało, że ona została ranna, a jej przeciwnik zginął? Byłaś tam, więc powinnaś coś wiedzieć.
         Spuściłam smętnie wzrok.
         - Nie wiem, mówiłam ci jak Rogue ze Stingiem - tu się na chwile zatrzymałam biorąc głegoki wdech - próbowali mnie porwać. W tedy krzyknęłam, a Uni straciła koncentrację i została zgnieciona przez to stworzenie. Co się działo później nie pamiętam.
          - Dobra nie będę cię już męczyć - jej ręka zniknęła w pudełku i po chwili zaczęłam się dławić eklerką. Kiedy w końcu udało mi się ją przełknąć, spojrzałam morderczym wzrokiem na śmiejącą się czerwonowłosą.
          - Zabiję, chcesz mnie udusić, a masz - wrzuciłam jej do ust, największego pączka jakiego znalazłam. Gdyby tylko nie te paczki to już dawno leżała bym ze śmiechu.
          - Tak nie będzie - zawołała Erza z udawaną wściekłością. - Eklerka double kill - postawiła na ziemi pudełka i rzuciła się na mnie. Tarzałyśmy się na ziemi dopóki ktoś nie powiedział:
          - Yyy... można wiedzieć co ty robisz Erza? - obydwie odwróciłyśmy się i spojrzałyśmy na potężnie zbudowanego blondyna z blizną w kształcie błyskawicy na prawym oku.
          - O cześć Luxus - powiedziała historyczka wstając, ja poszłam za jej przykładem. Przełknęłam resztki ciastka i spytałam się czerwonowłosej:
          - Kto to?
          - To Luxus wnuk mistrza i jeden z najsilniejszych członków.
          - Mmmm... jestem Zu, miło mi cię poznać - wyciągnęłam do niego rękę, uśmiechając się. On spojrzał na mnie później na moją dłoń i w końcu odwrócił się do Erzy.
          - Możesz mi wytłumaczyć kto to jest? - spytał się jej.
          - To jest Zu nowa, która dołączyła do nas niedawno. - Czego mnie tak olali? Zaczynam się wściekać. Blondyn znów spojrzał na mnie, przybliżając swoją twarz.
          - Ale z niej chucherko, pewnie ma cienkiego opiekuna i po co ktoś taki w Fairy Tail? - No nie nie daruję, zacisnęłam pięść, ale nic nie zrobiłam. Spokojnie to tylko jakiś, debil nie warto. Ostatnim razem pamiętasz jak cię ręka bolała kiedy uderzyłaś swojego przybranego ojca? Szkoda ręki.
          - Idę, bo jeszcze ta śnieżynka się rozpłacze.
          - Przestań mnie obrażać kundlu - powiedziałam, wściekle.
          - Hmm... mówiłaś coś? Bo nie słyszałem.
          - Na stare lata to oczywiste, że traci się słuch - odparłam, już spokojnie. Schyliłam się i podniosłam pudełka, które wcześniej niosłam. - Idziemy? - spytałam równie spokojną Erze.
          - Chodźmy - odparła wyminęłam Luxusa i szłam przed siebie. Coś tam gadał, ale kogo to obchodziło.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

          Weszłam razem z Erzą i Wendy do skrzydła szpitalnego w Fairy Tail i podeszłyśmy do jednego z łóżek, na którym leżała jeszcze nieprzytomna Uni. Zasmuciło mnie to, ale czego się spodziewałam po dwóch dniach kuracji.

          - Jak z nią? - spytała czerwonowłosa.
          - Jest dobrze, za kilka dni powinna się obudzić. Jeszcze trochę, a było by po niej - odparła niebieskowłosa.
          - Widzisz Zu niema się czym martwić. 
          - Mhm... - powiedziałam dalej przygnębiona. Erza odetchnęła głęboko, złapała mnie za policzki i zaczęła rozciągać je we wszystkie strony
          - Dziewczyno przestań robić taką minę, bo to źle robi.
          - Ałł... puść - kiedy mnie w końcu zostawiła miałam wrażenie, że moje policzki zostały rozerwane.
          - To chodźmy do wszystkich, bo coś czuję, że szykuje się impreza. - złapała mnie za kołnierz i zaczęła ciągnąc za sobą.
          - Nie, tylko nie to, nie przeżyję kolejnego kaca - próbowałam się wyzwolić z jej uścisku, ale jak wiadomo jej nikt nie powstrzyma kiedy użyje siły.
          - To nie pij, ale zabawić się możesz.



CDN


-------------------------------------------------------

Ten post może być trochę nudny, ale trzeba takie
 czasem zrobić. Już pomału zbliżamy się do 2000 
wejść i obiecanego specjala. Nie bardzo wiem o czym
 chcieli byście, żeby był, tak więc abyście się nie zanudzili 
to napiszcie o czym byście chcieli, żebym napisała.
Czekam na wasze pomysły i życzę miłego dnia.
^v^

niedziela, 28 października 2012

Rozdział 24: "Serce nie sługa..."

         Kiedy w końcu się uspokoiłam, wróciłam do klasy. Po drodze nie myślałam o niczym. Wszystkie lekcje i przerwy przesiedziałam w ławce, wpatrzona, bezmyślnie w dal.
         Kiedy skończyła się ostatnia lekcja, jak automat, wstałam spakowałam się i wyszłam przed klasę. Po chwili dołączyli do mnie, jak zwykle okładający się pięściami, Natsu z Gray. Szłam kawałek za nimi ze wzrokiem wbitym w ziemię.
         - Coś nie tak Zu? - z próżni wyrwał mnie głos różowowłosego.
         - Co? - spytałam nieprzytomnie.
         - Stało się coś? - spytał granatowowłosy. - Jesteś taka nieobecna.
         - Nie to nic tylko się zamyśliłam.
         - Jeżeli ktoś ci dokucza to powiedz, a skopiemy mu dupę - wyszczerzył się Natsu.
         - Dzięki, ale to nic takiego - odparłam, uśmiechając się.
         - Nam możesz powiedzieć w końcu jesteśmy przyjaciółmi - odparł Gray targając mi włosy.
         - Jak coś będzie nie tak to dowiecie się pierwsi.- Dźgnęłam go w bok - ubrał byś się, a nie. - On popatrzył na siebie i mina mu zrzedła. Jakieś starsze panie, w moherowych beretach, widząc go w samych bokserkach zaczęły szeptać do siebie. Granatowowłosy zareagował błyskawicznie, odwrócił się i po chwili zniknął za zakrętem.
         - Ale debil - Natsu wręcz zwijał się ze śmiechu, ja żeby wyglądać normalnie udawałam, że mnie to też bawi.
         Całą drogę do mnie rozmawialiśmy o różnych rzeczach, żartowaliśmy.
         - Do zobaczenia - powiedziałam wchodząc na klatkę. Po drodze spotkałam moją sąsiadkę, straszną plotkarę.
         - Dzień dobry - przywitałam się grzecznie.
         - Witam, panienkę. Tak się właśnie zastanawiałam czy nic ci nie jest, dzisiaj jakieś krzyki trzaski było słychać z twojego mieszkania - przybliżyła się trochę - lepiej uważaj, bo podejrzanie wyglądają ci chłopcy. Może bezpieczniej będzie się z nimi nie zadawać.
         - Dziękuję, pani, ale naprawdę nie trzeba się o nic martwić.
         - Ale wiesz, lepiej się zawczasu zabezpieczyć, niż potem żałować. Żeniąc się z mim pierwszym mężem zrobiłam taki potworny błąd...
         Nim zdążyła kontynuować pobiegłam na schody i po chwili byłam już w swoim mieszkaniu. Zamknęłam drzwi, odwróciłam się do nich plecami i usiadłam. Oparłam o nie głowę i dałam upust swoim uczuciom, łzy znowu spłynęły strumieniem po mojej twarzy. Po chwili pojawił się wściekłość, wstałam z podłogi i zaczęłam rzucać wszystkim po całym domu, nie potrafiłam się uspokoić. Kiedy już nie miałam siły na nic padłam na kanapę, biorąc po drodze opakowanie chusteczek, wzięłam do ręki pilota i zaczęłam skakać po kanałach. Musiałam zająć czymś umysł. Dopiero po kilku godzinach zasnęłam.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

         Obudziło mnie pukanie do drzwi, zerwałam się z kanapy, ogarnęłam siebie i cały dom ile tylko dałam radę. Po jakiś pięciu minutach dopiero otworzyłam. W progu stała Erza.

         - Co tu robisz? - spytałam.
         - Musimy pogadać - odparła.
         - Wejdź - przepuściłam ją. Ona weszła do środka, lecz zatrzymała się widząc jaki w mieszkaniu panuje nieład.
         - Coś ty robiła, że masz taki bałagan - spojrzała na mnie. - W ogóle jak ty wyglądasz? - Widocznie jednak nie postarałam się zbytnio i moje próby doprowadzenia wszystkie, w tym siebie, do stanu przed moim powrotem do domu nie powiodły się.
         - To nic takiego - powiedziałam - chcesz coś do picia? - spytałam usiłując zmienić temat, lecz nie poskutkowało.
         - Przestań pieprzyć i mów co się dzieję.
         - Zostawmy ten temat chciałaś o czymś porozmawiać, a jak nie masz zamiaru to możesz wyjść.
         - Nigdzie nie pójdę puki mi nie powiesz o co chodzi.
         Podeszłam do kanapy i usiadłam na niej.
         - Skoro tak to proszę cię wyjdź.
         - Nie.
         - Idź sobie - szepnęłam, powstrzymując łzy, które znowu zaczęły napływać mi do oczu.
         - Już powie...
         - Wynoś się! - przestając się powstrzymywać. Erze wbiło w ziemię nie miała pojęcia co robić. Ja spodziewałam się po niej wszystkiego, ale nie tego, że podejdzie do mnie i przytuli.
         - Przestań dusić wszystko w sobie, chcę ci pomóc, ale ty na to nie pozwalasz, zaufaj mi i powiedz co cię trapi.
         Tymi słowami sprawiła, że nie potrafiłam już dalej trzymać to w sobie. Powiedziałam jej wszystko po kolei o Rogue, od naszego pierwszego spotkania, aż po rozmowę na dachu. Zrobiło mi się dzięki temu lżej na sercu. Ona wysłuchała mnie i pocieszyła, nie lubię kiedy ludzie się nade mną litują, ale to było pomocne. W końcu moje myśli się rozjaśniły i mogłam się opanować.
         - O czym chciałaś porozmawiać? - spytałam wycierając twarz chusteczką.
         - Tu chodzi o twoją rodzinę - powiedziała. Spojrzałam na nią zdziwiona.
         - Wiesz coś na temat mojej rodziny?
         - Bo widzisz w pewnym sensie jestem twoją...


CDN


-------------------------------------------------------

sobota, 27 października 2012

Rozdział 23: "Rozterki"

            Po raz pięćdziesiąty, przekręciłam się na drugi bok. Leżałam w moim łóżku opatulona pierzyną od stóp do głów i usiłowałam, ale bezskutecznie, zasnąć.
            Kilka godzin temu, Mira z pozostałymi odstawili mnie domu. Ledwo udało mi się przekonać Natsu i Gray, że nie potrzebuję ochrony, więc spokojnie mogą wrócić do siedziby Fairy Tail. Teraz rzucałam się po całym łóżku, by w końcu odpocząć. Po chwili odpuściłam sobie i odwrócona twarzą do ściany, zaczęłam rozmyślać o wszystkich wydarzeniach z minionych dni.
            Pierwsze o czym pomyślałam to Rogue, wczoraj nie miałam na to czasu, ale teraz leżąc tak bez celu musiałam zająć czymś myśli.
            - Czego on to zrobił? - zapytałam sama siebie. - Dlaczego myślenie o tym sprawia mi taki ból? - moje oczy zaszkliły się i po policzku spłynęło mi kilka samotnych łez. Kiedy on mnie uratował byłam taka szczęśliwa, ale nie wiem dlaczego moje serce biło mocniej. Kiedy domyśliłam się, że oni próbują mnie porwać, a nie było to trudne, czułam jakby moje serce zostało złamane na pół, gdy mnie niósł czułam się jakbym została zdradzona przez przyjaciela, którego znam od lat. Widziałam go zaledwie dwa razy, ale nie poznałam bliżej, mimo to czuje do niego coś więcej niż do znajomego, a nawet przyjaciela...
             Nie, nie zgadzam się na to, nigdy, nigdy nie pozwolę się komuś do mnie zbliżyć bardziej niż Uni i inni, nie chcę tego. Gdyby ktoś się mnie spytał dlaczego tego nie chce. Nie potrafiła bym odpowiedzieć, po prostu się tego boję. Możliwe, że dlatego iż kiedyś stało się coś złego, naprawdę potwornego w mym życiu. Jeżeli nawet nie mam żadnych wspomnień na ten temat to w moim umyśle i tak zakodowały się pewne uprzedzenia i to przez nie tego nie chcę. Za dużo filozofowania.
            Nienawidzę, go nienawidzę Rogua, to przez niego Uni jest w takim stanie, to wszystko jego wina. Ale to boli, za bardzo boli, nie zniosę tego, nie chcę go widzieć już nigdy. Łzy, które przez cały czas próbowałam powstrzymać, zaczęły płynąć ciurkiem po twarzy, a z moich ust wydobył się szloch, który poniósł się echem po całym mieszkaniu.
            W końcu zmęczona płaczem, zasnęłam.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

            Spałam sobie smacznie dopóki coś ogromnego i ciężkiego nie spadło na mój brzuch. Całe powietrze uszło mi z płuc i zaczęłam się dusić. Otworzyłam szeroko powieki by ujrzeć mojego przeciwnika, ale popełniłam błąd robiąc to, gdyż idąc spać nie zasłoniłam okien, więc jaskrawe promienie słońca boleśnie ukuły moje oczy. Momentalnie zamknęłam je, by ich dalej nie ranić. Po chwili już ostrożniej znowu zerknęłam na mojego oprawcę, lecz przeszkodził mi w tym, znowu, długi obślizgły język, który zaczął lizać moją twarz.
            - Przestań, złaź ze mnie - krzyczałam, ale to nie dawało skutku, więc wszystkimi moimi siłami próbowałam odciągnąć tę śliniącą się bestie ode mnie. Dopiero po którejś z kolei próbie udało mi się zrzucić potwora na ziemię. Wściekła i ledwo powstrzymująca swój odruch wymiotny, stanęłam w rozkroku nad białą stertą futra, siedzącą na podłodze i wpatrującą się we mnie psotnymi oczami, o wyraziście czarnym kolorze.
           -  A ty kundlu co robisz w moim domu? - spytałam się, ogromnego, białego psa rasy haskie. - Same problemy z rana - odwróciłam się i podeszłam do szafy.
           Kiedy już byłam gotowa znów spojrzałam na psa, mówiąc:
           - To idziemy na spacerek, muszę odnaleźć twojego pana, bo pewnie się martwi.
           Mówiłam że nas nie pamięta usłyszałam kobiecy głos w głowie. Przyjrzałam się zwierzakowi, a on popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem, Zu - chan musisz nas pamiętać, aż upadłam na ziemię słysząc drugi tym razem męski głos.
           - Co tu się wyrabia? - byłam zdezorientowana, albo mi się wydaje, albo rozmawiam z opiekunem, który, mało tego zna mnie i mówi do mnie zdrobniale.
           Pies zaskomlał i drapnął mnie lekko łapką, Zu - chan usłyszałam ponownie. Zza psiska wyszło drugie zwierze mniejsze, o czarnej sierści. Wpatrywał się we mnie rażącymi białymi oczami. Nie ma co się starać jeszcze nas nie pamięta, ale to tylko kwestia czasu. Pies odwrócił głowę w stronę kota. Myślisz? spytał. Jestem Moka powiedziała kotka, a to jest Shu.
           - Shu, Moka... już gdzieś słyszałam te imiona... - zastanowiłam się prze chwile. - Wiem! - zawołałam - wy jesteście tymi zwierzętami z mojego snu, ale jakim cudem jesteście tutaj skoro to był tylko wytwór mojej wyobraźni?
           Może to nie był jedynie sen, a wspomnienie powiedział Shu. Zamknęłam oczy codziennie coś nowego się dzieje, uniosła powoli powieki, ale stworzeń już nie było, zniknęły.
          - Hej, Shu, Moka, gdzie się podzialiście? - zawołałam, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam i wstałam z podłogi. Zerknęłam na zegarek było w pół do ósmej. To zbieramy się do szkoły
          Jadłam właśnie szybkie śniadanie, przy okazji pakując się i ubierając buty, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam i ledwo je uchyliłam, a do przedpokoju wpadł Natsu.
          - Yo - powiedział szczerząc się.
          - Kultury trochę napaleńcu - usłyszałam drugi głosi i różowowłosy przeleciał przez cały dom rozbijając przy okazji parę rzeczy. W drzwiach stał Gray z jeszcze uniesioną nogą po dopiero co zadanym ciosie. - Siema - powiedział, przechodząc przez próg.
          - Hej, co tu robicie? - powiedziałam, idąc po miotłę by posprzątać świeżo rozbity wazon.
          - Postanowiliśmy odprowadzić cię do szkoły, w końcu mamy po drodze.
          - Gray! - ryknął Natsu ze wściekłym spojrzeniem, podnosząc się z ziemi. - Zginiesz tutaj zboczeńcu. - Rzucił się na granatowowłosego.
          - Dajesz - zachęcał go przeciwnik ustawiając się w odpowiedniej pozycji. Różowowłosy miał już zadać cios, ale odwiodłam go od tego pomysłu bijąc obu miotłą po głowie.
          - Nikt nie będzie się bił w moim domu - powiedziałam, wściekła.
          - Dobrze - odpowiedzieli, potulnie. 
          - Teraz idziemy, bo się spóźnimy.
          Całą drogę do szkoły, kłócili się i zdążyli rozwalić parę rzeczy, ale w końcu doszliśmy, dzięki Bogu pomyślałam. Odprowadzili mnie aż pod klasę, oni chodzili do tej samej co Uni.
          - Wracamy razem? - spytał Gray, ciągnąc Natsu za policzek. Różowowłosy w tym czasie ciągnął go za nos i trzymając swoją nogę na jego piersi próbował odciągnąć od siebie.
          - Pewnie - powiedziałam szczerząc się.
          Nim zdążyło stać się coś nowego weszłam do klasy i dobrze zrobiłam, bo po chwili rozległ się potworny trzask, oraz krzyk wściekłych nauczycieli. Odetchnęłam głęboko i omiotłam klasę wzrokiem. Wszyscy patrzyli na mnie ciekawie, zaczynając szeptać. Nie bardzo zwróciłam na nich uwagę, jedyne co mnie interesowało to czy jest Rogue, ale jego ławka była pusta. Podeszłam do swojej siadając. Wyjęłam laptopa i zajęłam się przeglądaniem poczty. 
          Kilka minut przed dzwonkiem drzwi do klasy ponownie się otworzyły zerknęłam ukradkiem w tamtą stronę i poczułam jak serce zaczyna bić mocniej, a ręce stają się mokre. W drzwiach stał on i jego przyjaciel Sting. Przez niego Uni jest w takim stanie to jego wina pomyślałam, dzięki temu znowu zaczęłam myśleć racjonalnie, ale... tego uczucia i tak nie da się zabić. Starałam się skupić całą swoją uwagę na laptopie, ale to nie przychodziło zbyt łatwo.
          Na jednej z lekcji poczułam, że ktoś wkłada mi coś do kieszeni, sięgnęłam tam i wydobyłam małą kartkę złożoną na pół: 


Spotkajmy się na długiej przerwie na dachu
                                                               Rogue    

          Lekcje mijały jedna po drugiej, aż w końcu nadeszła oczekiwana przerwa. 
          Czekałam na niego oparta  o barierkę i patrzyłam w dal. Po chwili rozległo się skrzypienie i ktoś wszedł na dach.
          - Czego chcesz ode mnie? - spytałam.
          - Chciałem... przeprosić - powiedział Rogue. Odwróciłam się i spojrzałam na niego stał parę metrów ode mnie.
          - Twoje przeprosiny nic nie znaczą, przez ciebie Uni jest w ciężkim stanie.
          - A...
          - Gdybyś w tedy nie próbował mnie zabrać to ona nie straciła by koncentracji i nic by jej się nie stało.
          - Nie chciałem tego, kazano mi to zrobić, bo... - powiedział patrząc się na swoje stopy.
          - Bo, co? Nic obchodzi mnie twój powód, nie wybaczę ci tego. - Byłam dla niego bezlitosna, ale moje serce płakało. - Wynoś się stąd nie chcę cię widzieć. - Chciałam się odwrócić, ale on złapał moją rękę i nie pozwolił na to. - Puść - powiedziałam, starając się zachować spokój.
          - Nie, bo chcę powiedzieć ci o jeszcze jednej rzeczy. - Nie mówiąc nic więcej przysunął mnie do siebie i pocałował, teraz byłam całkowicie rozbita z jednej strony chciałam tego, a z drugiej nie. Usiłowałam się wyzwolić z jego uścisku, ale on mnie nie wypuszczał, po chwili już przestałam próbować. Kiedy w końcu mnie puścił, bez słowa odwrócił się i poszedł. Całkowicie rozbita padłam na ziemi, a łzy leciały mi ciurkiem po twarzy. Co się ze mną dzieje?

CDN


-------------------------------------------------------

czwartek, 25 października 2012

Rozdział 22: "Porwanie...znowu"

            - Jest to możliwe - usłyszeliśmy kobiecy głos i do pokoju weszła wysoka, szatynka.
            Z korytarza dobiegło nas wołanie Miry:
            - Proszę pani, proszę tam nie wchodzić.
            - Kim pani jest i co tutaj robi - spytał Macarov.
            - Nazywam się Dina Wiss, jestem matką Zu - powiedziała kobieta.
            - Cooo...?! - krzyknęli wszyscy na raz.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

            Szatynka opowiadała o tym jak musiała mnie zostawić, bo nie dawała sobie rady, nie miała pieniędzy została wyrzucona z mieszkania itd. Słuchając ją miałam wrażenie, że to co mówi to kłamstwo. Była sceptycznie do tego nastawiona, a kiedy spojrzałam na pozostałych, oprócz Erzy, to wręcz zalewali się łzami, nad jej dawnym życiem.

             - Tak, więc usłyszałam od paru znajomych, że ją tu znajdę i najszybciej jak to było możliwe, przybyłam. - Podleciała do mojego łóżka i przytuliła, przy okazji dusząc swoim, jakże ogromnym biustem. Wszyscy, prócz szkarłatnowłosej, patrzyli na tę scenę ze wzruszeniem. Kiedy kobieta mnie puściła, zaczęłam łapać łapczywie powietrze.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

             Właśnie w ten sposób znalazłam się w tym aucie. Jechałam czarnym bmw. Siedziałam na środkowym siedzeniu, a koło mnie siedziało dwóch napakowanych mężczyzn, którzy starali się pozbawić mnie oddechu "atakiem z dwóch stron". Dopiero co mi się udało uciec od miażdżącego uścisk piersi tamtej kobiety, a teraz znowu ktoś mnie przydusza jęknęłam.

             Nie wierzyłam kompletnie w historię Diny, która i tak okazała się kłamstwem. No bo pomyślcie skąd ona wiedziała, gdzie jest siedziba Fairy Tail skoro o tym wiedzą tylko jej członkowie. Nasza rodzina prowadzi coś na wzór poradni i nikt nie wie czym tak naprawdę się zajmujemy. A podobno ona wpadła tam i poleciała do pomieszczenia, o którego istnieniu nawet ja nie wiedziałam.
              - Ale naiwniacy, nabrali się na taką starą historyjką - zadrwiła kobieta. Siedziała koło kierowcy. - Jak można być takim głupim hahah...
              - Nie wszyscy są na tyle głupi - mruknęłam.
              Jechaliśmy spokojnie, do póki jakieś auta nie zaczęły trąbić. Jeden z bodygardów odwrócił się by zobaczyć o co chodzi, przy okazji wgniatając mnie w siedzenie.
              - Gonią nas - powiedział mięśniak siadając tam, gdzie wcześnie.
              Zaciekawiona odwróciłam się jak bardzo mogłam i o mało co nie posiadałam się ze szczęścia, kiedy zobaczyłam Erze wraz z Grayem i Natsu na bagażniku dużego dżipa, którego prowadziła uradowana Mira. Nie żeby mi coś zrobili złego, no ale kto lubi być duszony przez 200 kg mięsa. Tak w ogóle to co tu się dzieje, najpierw próbują mnie zabić, później znęca się nade mną starsza pani, następnie chcą mnie porwać i teraz to.
              Porwać... czego Rogue to zrobił? Dlaczego?
              Zanim zdążyłam jeszcze bardziej rozczulić się nad tym tematem. Naszych uszu dobiegł dźwięk pękającej gumy i samochód zaczął się dziwnie zachowywać. Kierowcy, po potwornych zmaganiach z samochodem, w końcu udało się bezpiecznie zaparkować na poboczu. Wszyscy wysiedli na pobocze i przygotowywali się na przybycie moich przyjaciół. Kiedy oni się tym zajęli ja próbowałam umknąć z pojazdu przez drugie drzwi, ale przeszkodziła mi w tym Dina.
             - A ty dokąd? kochanieńka - złapała mnie za nogę i siłą wytargała z auta. Stanęła twarzą do "grupy ratunkowej" złapała za włosy boleśnie targając je do góry i przyłożyła mi sztylet do szyi. - Radzę wam tam zostać, jeżeli chcecie ją żywą - krzyknęła.
             - Mam tego dość - wrzasnęłam. Wszyscy zszokowani popatrzyli na mnie - nic tylko ostatnio ktoś mnie porywa i tak dalej. Mam dość. - Zamachnęłam się nogo i trafiłam w krocze Diny, ona puściła moje włosy i upadła na ziemie zwijając się z bólu, a z głowy spadła jej peruka odsłaniając łysą głowę. Wściekła i zdziwiona popatrzyłam na to i zaczęłam się śmiać. 
            Jej kamraci popatrzyli tylko po sobie i próbując zapanować nad chichotem. Diana wstała wściekła z ziemi i popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem. Jej makijaż, o ile tak można nazwać kilka wściekle kolorowych kresek na twarzy, rozmazał się ukazując męskie rysy twarzy, a piersi przekrzywiły się(ja to pisze? O.o). Nikt już nie potrafił zachować powagi w obliczu tej "bogini piękności".
             Wstała, a raczej wstał z ziemi, podniósł perukę i założył ją na głowę, to nic, że była rozczochrana i przypominała raczej włosy najeżonego kota niż ludzkie. Z oczami pełnymi wściekłości sięgnął za koszulkę i wyją długą, smukłą katanę w pochwie, ale gdzie on ją zmieścił to nie wiem. Chwycił za rękojeść i powolnym ruchem wyciągnął, lecz nie dane mu było zadać jakikolwiek cios, gdyż Natsu powalił transwestytę kopniakiem w twarz. Dina, czy jak mu tam było, leżał na ziemi jęcząc, że nas kiedyś zabije.
             - Niezły cios - pochwalił mnie Gray.
             - Dzięki.
             I tak oto cali i zdrowi wróciliśmy do domu.



CDN



-------------------------------------------------------

Tak wiem krótki, ale nie miałam zbyt wiele czasu, 
to wszystko przez "Bleacha", no ale jak można
sobie odmówić oglądania tak świetnego anime.
Jeszcze muszę się pochwalić, bo wiem, że Uni - chan
tego nie zrobi no, ale jestem taka dumna z niej.
Otóż nasz kochana pisareczka zdobyła wszystkie punkty
na olimpiadzie z matematyki, jestem taka dumna z 
niej, że nie mogłam się powstrzymać od napisania tego.
Pozdrawiam wszystkich czytelników.
Zu - chan ^v^


wtorek, 23 października 2012

Rozdział 21: " Dziwne wydarzenia"

         Po chwili poczułam szarpnięcie i wydostałam się na zewnątrz spojrzałam na mojego wybawcę, aż się zakrztusiłam kiedy zobaczyłam...
         - Rogue! - krzyknęłam zszokowana.
         - Cześć - wyszczerzył się do mnie. Ja spoglądałam na niego z niemałym szokiem.
         - Ale co ty tutaj robisz?
         - Tego akurat nie mogę ci powiedzieć. - Patrzyliśmy na siebie przez chwile, dopóki czyjś głos nie uświadomił mi, gdzie jestem i że cały czas znajduję się w silnych ramionach mojego wybawcy. Nie powiem podobało mi się to, ale nie chciałam dopuścić takiej myśli do siebie.
         - Donżuanie pośpiesz się, bież ją i zabieramy się stąd - powiedział, jakiś blondyn,  przyjrzałam się baczniej i go poznałam, to Sting, drugi nowy w naszej klasie. Ale co, kogo ma zabrać? przeleciało mi przez myśl.
         - Przepraszam - szepnął czarnowłosy. Przerzucił mnie przez ramię i ruszył do chłopaka.
          - Co się dzieje? - spytałam, ale nie dostałam odpowiedzi. - Halo - krzyknęłam, uderzając go pięścią w plecy - postaw mnie - wrzasnęłam.
          Uni słysząc mój krzyk odwróciła się w moją stronę.
          - Zu! - zawołała, przez co jej koncentracja została zachwiana. Samuel wykorzystał to i uderzył, zdążyłam zobaczyć tylko, jak gad wyskakuje z ziemi i opada wprost na moją przyjaciółkę.
          - Uni! - zawołałam najgłośniej jak potrafiłam. Łzy zaczęły ściekać mi po brodzie. Nie, nie to tak nie może się potoczyć, nie teraz kiedy znalazłam przyjaciół, a nawet rodzinę. Fairy Tail to moja jedyna rodzina jestem tam od niedawna, ale nigdy nie było mi tak dobrze. Uni moja przyjaciółka, pierwsza prawdziwa przyjaciółka najprawdopodobniej nie żyje. Nie zgadzam się, nie zgadzam się.
          Pogrążona w smutku nawet nie miałam siły walczyć, nic mnie nie obchodzi. Nie, jest jedna jedyna rzecz, od teraz dla mnie najważniejsza. Muszę zabić Samuela usłyszałam cichy szept. Mój umysł zareagował na te słowa, po chwili usłyszałam to ponownie, i jeszcze raz. Słowa pojawiały się w kółko, przez co sama zaczęłam je nieświadomie powtarzać. W następnym momencie usłyszałam szczekanie i wszelkie obrazy zniknęły, pozostała tylko ciemność.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          Czego muszę to robić myślał chłopak czego nie wyznaczyli kogoś innego. Rogue szedł starając się nie zwracać uwagi na Zu próbującą wyzwolić się z jego uścisku. Był wściekły na siebie. Trudno mu przychodziło zaakceptować fakt, że kocha tę białowłosą dziewczynę, a w tej sytuacji czuł się potwornie. Sprawił jej ból, ale nie miał wyboru musiał zrobić to co mu kazano inaczej... . 
          Szedł wpatrując się w ziemię, po to aby zachować spokój, gdyby tego nie robił już dawno postawił by ją na ziemi. Z każdym przebytym centymetrem jego serce napełniało się bólem i żalem. Po chwili, od strony walczących, rozległ się ogromny huk. Zu wrzasnęła i przestała się ruszać. Rogue odwrócił się i ujrzał tam gdzie wcześniej stała kasztanowowłosa dziewczyna, leżało ogromne cielsko potwora. 
          Białogłowa, jakby bez życia, wisiała teraz na jego ramieniu. Nie ruszała się, nie odzywała. Chłopak zaczął się martwić, wiedział, że ta niska dziewczyna to jej przyjaciółka. Nic się nie odzywając szedł dalej dobity, to było zbyt wiele.
          Kiedy wyszedł z bramy, poczuł, że Zu się poruszyła, a chwile później jego noga zabolała potwornie. Chłopak upadł i zerknął na kończynę. Przeraził się tym co zobaczył. Jego udo było przebite na wylot, a z rany wystawało coś długiego i ostrego. Ostrze zostało wyrwane z rany wywołując falę bólu, krzyknął. Omiótł otoczenie szukając przeciwnika, znalazł go, a było to przedziwne monstrum. Całe jego ciało okryte było czarną, zniszczoną na końcach peleryną, a w ręce trzymał długą na kilka metrów kose, o szerokim i równie długim ostrzu, które zaskakiwało tym, iż było dwusieczne, w przeciwieństwie do zwykłych narzędzi tego typu. 
          Postać zamachnęła się i po chwili Rogue osunął się w ciemność.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

          Uni ocknęła się, ale widziała wszystko jak przez mgłę, zdawało jej się, że każda część jej ciała płonęła żywym ogniem. Próbowała się rozglądnąć, ale potworny ból w czaszce jej to uniemożliwił. Z daleka zobaczyła jakiś ruch, lecz nie widziała za dobrze, kto tam jest. Chciała zawołać pomoc, ale z jej gardła wydobył się jedynie niezrozumiały charkot. Wody pomyślała.
          Postać, którą widziała z daleka zaczęła się do niej przybliżać widziała czerń, wszech obecną czerń, myślała, że zemdlała, lecz uświadomiła sobie iż ta ciemność spowodowana została płaszczem tamtej.
          Czuła coraz większą senność, powieki stały się ciężkie i nim ta osoba do niej dotarła, zasnęła.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

           - Obudź się Zu - ktoś po raz kolejny mną potrząsnął. Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc co się dzieje. Przede mną stała Erza i to ona mną targała. Dopiero po chwili do mnie dotarło co stało się wczorajszej nocy.
           - Co z Uni? - spytałam jeszcze lekko nieprzytomna.
           - Wendy się już nią zajęła, wyjdzie z tego - powiedział mistrz.
           Dopiero teraz zauważyłam, że nie jestem na budowie, ani w hotelu. Rozglądnęłam się zdezorientowana.
           - Gdzie jestem?
           - W skrzydle szpitalnym Fairy Tail - odparł staruszek.
           - Ale... jak... kiedy... - pytałam coraz bardziej zdziwiona. Próbowałam sobie coś przypomnieć, jak się tu znalazłam i tak dalej, ale od tego rozbolała mnie tylko głowa. Złapałam się za nią.
           - Nie pamiętasz drogi powrotnej? - spytał mistrz.
           - Nie - powiedziałam - a powinnam? - Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę.
           - Tak, powinnaś - odparł Natsu.
           - Przyleciałaś wczoraj do hotelu i to dzięki tobie znaleźliśmy Uni - powiedział Gray.
           - Nic takiego nie pamiętam - spojrzałam po ich twarzach, które patrzyły na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.
           - To niemożliwe, żebyś tego nie pamiętała - stwierdziła Erza.
           - Jest to możliwe - usłyszeliśmy kobiecy głos i do pokoju weszła wysoka, szatynka...

CDN


-------------------------------------------------------


Kolejny pościk, już sama nie wiem czy długi czy krótki,
ale jest. W kółku wszyscy nawijali o tym, żeby Rogue
uratował Zu to niech wam będzie, a miałam coś ekstra w zanadrzu.
Pisząc tego posta byłam świeżo po trzech odcinkach
 Bleach i w kółko, w głowie siedział mi ojciec Ichigo, a dlaczego?
[SPOJLER]Bo dowiedziałam się że jest on shinigami[SPOJLER] 
to jest straszne, przez to źle pisało mi się tego posta, ale mam 
nadzieję, że jakoś wyszedł. Miłej nocy i środy życzę.
Zu - chan ^v^

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 20: "Walka o honor"

           - Oj, oj... jakie piękne pożegnanie - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się by popatrzeć na jego posiadacza.
           - Samuel! - krzyknęłam. Wściekłość mną zawładnęła i gdyby nie Uni, to rzuciła bym się na niego z gołymi pięściami.
           - Zostaw, to nie twoja sprawa. Nie mieszaj się w to - powiedziała, położyła ostrożnie truchło swojej matki na ziemię i wstała. Włosy zakrywały jej twarz, mogłam zobaczyć tylko łzy ściekające z jej brody. Podniosła rękę wytarła twarz i popatrzyła się na blondyna. Pierwszy raz widziałam ją taką zdeterminowaną i wściekłą jednocześnie. Posłusznie oddaliłam się o parę kroków.
           - Och, ma piękności może zamiast walczyć to porozmawiamy - powiedział Samuel, zbliżając się do Uni. - Niedaleko jest przytulna knaj...
           - ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnęła kasztanowowłosa, on zdziwiony jej reakcją przystanął. - Nigdzie z tobą nie pójdę gnido. Horava uwolnienie. - Koło niej na moment pojawił się, nienormalnych rozmiarów, mały gorylek, który po chwili zniknął, a na jego miejscu pojawił się zwój, długi na jakieś 10 metrów, ale zawinięta w gruby rulon(jak papier toaletowy, tylko wyższy xD). Uni, ujęła go i rozwinęła kawałek.
           - Tak, więc zgrywamy niedostępną, dobrze, ale jeżeli coś ci się stanie to nie moja wina. Fizz uwolnienie. - Jego opiekun, niestety widziałam tylko zarys ogromnego ogona i nic, więcej. Nie zdołałam także ujrzeć jego przedmiotu.
           Martwiłam się o moją przyjaciółkę, stojąc tam, wyglądała naprawdę niegroźnie, dlatego nie pozostało mi nic innego jak w nią wierzyć.
           - Tak więc zaczynamy? - spytał blondyn uśmiechając się szyderczo.
           Uniósł rękę do ust, nic się nie stało, ale po chwili jak na zawołanie ziemia zadrżała i dosłownie przed Uni wystrzeliło coś dużego i obślizgłego. Ona zachwiała się i prawie upadła, ale nie została dłużna. Wlepiła wzrok w zwój i jej usta zaczęły poruszać się w szybkim tempie, wypowiadając różne słowa, które znajdowały się na papierze. W następnym momencie z księgi wyskoczyło coś ogromnego. W jednej ręce trzymał maczugę. Olbrzym wpatrzył Samuela i skoczył na niego bez ogródek wymachując przy tym bronią, lecz zanim dotarł do swojego przeciwnika, znowu owe coś wystrzeliło z ziemi, powalając przy tym atakującego. Owinęło się w okół jego nogi i pociągnęło za sobą.
           Uni zanim jeszcze to się stało przywołała kolejnych wojowników, ale oni nie dali także nie dali sobie rady z potworem blondyna. Tym razem to kasztanowowłosa została zaatakowana i nie zdołała zapobiec temu. Uderzenie ogona tamtego "węża", bo bardzo go przypominało, powaliły ją na kolana. Ona splunęła kilka razy krwią, ale nie miała zamiaru się poddać, tu nie chodziło o zwykłą zemstę czy rozrywkę, ale o honor, honor jej i jej matki, dlatego musi wstać i walczyć pomyślałam. Wstała z ziemi mimo, iż widać było jaki sprawia jej to ból.
           Złapała za zwój i zaczęła go rozwijać coraz bardziej i bardziej.
           - Uuuu... już nie damy rady, co? Może się poddasz i będziesz to miała z głowy. Moglibyśmy się w tedy przejść gdzieś, razem...
           - Zamknij się, ty posrany transwestyto. Ona nigdy się ni podda, nie to co niektórzy! - wrzasnęłam. jego widocznie to ruszyło, bo zaczął rozwierać i zaciskać pięści.
           - Czy sądzisz, że ktoś taki jak ja mógł by się poddać? Głupia jesteś, żeby mnie obrażać w ten sposób, mocna jesteś tylko w słowach, a tak naprawdę jesteś słaba hahaha... - zaśmiał się szyderczo. Próbował ukryć swój gniew, ale mimo to słychać było wściekłość w jego głosie.
           - Nie boję się takiego pedała jak ty! - krzyknęłam.
           Po tych słowach ziemia po moimi stopami zadrżała i centralnie pode mną wynurzył się gad blondyna z szeroko rozwartą paszczą. Zaczęłam tonąc w jego wnętrzu, ale kiedy paszcza potwora miała się już zamknąć, ktoś wrzucił coś do środka w taki sposób, iż "wąż" nie mógł przymknąć pyska . Po chwili poczułam szarpnięcie i wydostałam się na zewnątrz spojrzałam na mojego wybawcę i aż się zakrztusiłam kiedy zobaczyłam...

CDN


----------------------------------------------------

Przepraszam, że taki krótki ale mi się śpieszyło i nie zdążyłam 
napisać dłuższego. Zaraz czeka mnie nauka biologii,
którą uwielbiam, a wszyscy z mojego otoczenia jej
nienawidzą ^v^ A za zakończenie dziękujcie Chan Lee,
która właśni mnie natchnęła do napisania takiej pięknej 
końcówki po raz enty. Tak, więc życzę wam miłego wieczora 
jak i wtorku, a mnie życzcie udanej kartkówki z biologii.
^v^

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 19: "Rodzina może niedoskonała, ale jedyna"

          Ze sny obudziła mnie fala zimnej wody. Ocknęłam się otwierając szeroko oczy. Nie mogłam podnieść się z ziemi, miałam związane kończyny. Próbowałam  krzyknąć, ale moje usta były zakneblowane. Rozglądnęłam się by sprawdzić czy niema gdzieś kogoś znajomego i zobaczyłam Uni, leżącą nieopodal odetchnęłam z ulgą, nic jej nie było. Ona zerknęła na mnie też upewniając się, że nic mi nie jest. Przeniosłam wzrok z niej na osobę stojącą przede mną i trzymającą wiadro, na wpół pełne, ale z powodu tego, że leżałam w niesprzyjającej pozycji nie widziałam twarzy.
          Usłyszałam chichot i pozostała zawartość pojemnika wylądowała na mojej głowie. Nie daruję chciałam krzyknąć, ale z powodu knebla, z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot. Mój oprawca ponownie się zaśmiał i odszedł na bok.
          - Biedactwa, zimno wam może - usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam go skojarzyć z żadną osobą. Właściciel owego dźwięku podszedł bliżej i z widocznym wysiłkiem kucnął. Dopiero teraz zobaczyłam kto to był. A była to ta niemiła starsza pani z pociągu, która okładała mnie ostatnio parasolką. - Co zdziwiona jestem? - zadrwiła po czym wzięła zamach i walnęła mnie pięścią w twarz. Poczułam jak po mojej twarzy zaczyna ściekać krew. - To za staranowanie mnie w pociągu - powiedziała, ponownie odchylając rękę w tył i uderzając mnie raz jeszcze, tylko, że tym razem w policzek. Uderzenie nie było na tyle silne, żebym straciła zęba, ale poczułam w ustach słodki smak krwi - To za wtargnięcie do naszego przedziału bez pukania.
          Jej dłoń zaciśnięta w pięść znów powędrowała w górę, ale nie opadła, ponieważ w tym samym momencie ściana po mojej prawej stronie została roztrzaskana w drobny mak i do pomieszczenia wkroczył Natsu, a za nim pozostała dwójka. Ich twarze wyrażały wściekłość. Babcia spojrzała na nich, wstała pomału z ziemi i chwyciła swoją nieodłączną parasolkę. Na jej twarzy kwitł szaleńczy uśmiech.
          - Więcej dzieci do ukarania - powiedziała.
          - Nie darujemy, ci za to co zrobiłaś naszym nakama - powiedział Natsu rzucając się na kobiecinę, ale nie dotarł do niej w połowie drogi padł na ziemię i nie mógł wstać.
          - Nieładnie tak atakować starszą kobietę, powinnam cię nauczyć pokory. - Stojący nieopodal ogromny piec zaczął drżeć i po chwili leciał już w stronę różowowłosego, ale nagle znikąd wyrosła ściana lodu, zatrzymując przyrząd, w następnym momencie został pocięty na milion kawałków. Babka stała patrząc na to z niedowierzaniem. Odwróciła się na pięcie i podbiegła do okna lecz nie zdążyła uciec, bo uwolniony Natsu przypominał wściekłe zwierze i podleciał do niej łapiąc za kark, po czym rzucił nią przez całą fabrykę. Razem z Erzą poszli po nią, przy czym historyczka zrobiła mu niezłe kazanie na temat rzucania starszymi paniami.
           W tym czasie Gray uwolnił mnie i Uni.
          - A miałyście się nie pakować w kłopoty - przypomniał. - Dobrze, że Natsu ma niezły węch.
          - To nie nasza wina - jęknęła Uni rozcierając obolałe nadgarstki, - czekałyśmy tam, gdzie kazała nam Erza, ale zaszli nas od tyłu i uśpili nawet nie miałyśmy czasu na reakcję.
          - Nic ci nie jest Zu - spytał, zmieniając temat.
          - Nie - wyplułam trochę krwi - będzie tylko kilka siniaków i rozcięty łuk brwiowy, ale to nic takiego. - Wyszczerzyłam się do nich.
          - A o co jej chodziło z tym pociągiem - dopytała się Uni.
          - Pamiętacie, co wam opowiedziałam, o tej staruszce, którą spotkałam podczas jazdy?
          - Tę co cie parasolką okładała? - zapytała szczerząc się.
          - Tak, ta - odparłam, także się uśmiechając - to była właśnie ona.
          - Takiemu chucherku dałaś się maltretować? - Spytał Gray ledwo powstrzymując się od śmiechu.
          - Tak, takiemu - powiedziałam, śmiejąc się na całego.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          - Nie było, źle - powiedziałam.

          Szliśmy właśnie z powrotem do hotelu. Okazało się, że ta niegroźnie wyglądająca babcia, uciekła niedawno z zakładu psychiatrycznego i była szefem gangu, którego się pozbyliśmy. Burmistrz miast był nam tak wdzięczny, że pozwolił nam zostać jeszcze cały tydzień. Lecz niestety czerwonowłosa się nie zgodziła i zostajemy jeszcze tylko na cały dzisiejszy dzień i do jutrzejszego południa.
          Znajdowaliśmy się na chodniku obok drogi głównej. Idąc gadaliśmy o różnych rzeczach. Kiedy po chwili naszą rozmowę, na temat pluszowych misiów, kłóciliśmy się  o to jakie są najsłodsze(trochę dziwny temat do rozmów, który rozpoczęła Uni(;P)), przerwał klakson długiej czarnej limuzyny stojącej koło nas. Popatrzyliśmy się zaciekawieni. Drzwi wozu otworzyły się i z wnętrza wysiadł wysoki facet o blond włosach i czarnych okularach na nosie, miał on na sobie biły garnitur.
          Patrzyłam zszokowana na niego, przecież to był ten mężczyzna, do którego przez przypadek wpadliśmy kiedy gonili nas ci wieśniacy.
          On popatrzył się po nas i jego wzrok zatrzymał się na Uni, która stała równie zszokowana co my.
           - Witam znowu, piękna pani - powiedział uwodzicielskim głosem kłaniając się. Co mnie trochę wkurzyło i zasmuciło przywitał się tylko z kasztanowowłosą, a naszą trójkę olał. Teraz dopiero zaczęłam myśleć logicznie, wcześniej byłam nim zauroczona, ale teraz zaczęłam słuchać zdrowego rozsądku, który podpowiadał mi że coś jest nie tak. - Wcześniej nie mieliśmy przyjemności poznać się bliżej, pani...
          - Uni - odpowiedziała, a głos jej lekko drżał - jestem Uni.
          - Jakie piękne imię - ujął jej dłoń i złożył na niej lekki pocałunek. Jeżeli dziewczyna czerwona to teraz stała się fioletowa. - Jestem Samuel, Samuel Feldero - przedstawił się szarmancko.
          - Dobra, kończcie to przedstawienie - powiedziałam, przerywając tę jakże obrzydliwą scenę. Blondyn odwrócił się i spojrzał na mnie z góry.
          - A cóż to za paskudna wiedźma przerywa mi rozmowę z moją królową piękności? - spytał z pogardą.
          - Ja tu widzę tylko jedną paskudną wiedźmę o blond włosach, która nałożyła za dużo tapety na twarz przez co pomylił adresy i zamiast pod latarnią wysiadł tutaj.
          Mimo iż riposta była cienka, Natsu z Grayem parsknęli śmiechem. On patrzył na mnie morderczym wzrokiem, ale po chwili odwrócił się z powrotem do Uni, która stała, patrząc na niego jak zaklęta.
          - Moja pani czy zechcesz się ze mną spotkać dziś wieczorem? - spytał.
          - Nie, Uni mamy ważniejsze rzeczy do robienia niż spotykanie się z transwestytami - powiedziałam, co wywołało, kolejną falę śmiechu za strony Natsu i Graya, za to Samuel znów spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
          - Z chęcią pójdę - powiedziała, całkowicie mnie olewając.
          - Przyjadę o piątej po południu - powiedział, uśmiechając się do mnie szyderczo.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          - Uni nie możesz z nim iść. - Przez cały dzień, razem z chłopakami próbowaliśmy wybić kasztanowowłosej z głowy, pomysł pojechania na randkę z tym nieznanym nam mężczyzną.

          - Nie możecie mi zabronić - mówiła za każdym razem.
          - Mamy co do niego złe przeczucia - powiedziałam.
          - Zu ma rację, on źle pachnie - dodał Natsu wyjadając zawartość lodówki.
          - Nie wiem, dlaczego, go nie lubicie? Jest przecież taki miły - odparła rozmyślając o nim.
          - Tylko później nie rycz, że cię nie ostrzegaliśmy.
          Usłyszeliśmy lekkie pukanie i do pokoju wszedł ogromny mężczyzna, ochroniarz zapewne. Uni pożegnała się z nami i razem z nim zeszła po schodach do recepcji, a stamtąd do limuzyny.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          - On był taki słooodki, kupił mi piękną czerwoną... - nawijała Uni. Tak, więc wróciła z randki cała w skowronkach i w kółko od dwóch godzin nawija o Samuelu bez ustanku. Erze już szlak trafia,ł więc kazała nam iść do sklepu, jak najdalej by tylko zdążyła usnąć zanim wrócimy. Było ciemno jak w... bardzo ciemno. Przechodziłyśmy właśnie koło placu budowy, na którym pracuje matka kasztanowowłosej. 

          Nagle w ciemności rozległ hałas jakby bójki. Odwróciłyśmy się w miejsce z którego dochodziły odgłosy. Było to na środku budowy. Z daleka widziałyśmy cienie ludzi. Nie zwracając uwagi na zakupy, pobiegłyśmy tam, ale to co zobaczyłyśmy było potworne zwłaszcza dla Uni.
          A to dlatego, że z przebitym torsem na ziemi leżał nie kto inny jak jej matka. Dziewczyna załamana podleciał do niej padając na kolana. Z oczy lały się łzy wielkości grochu i spływały po jej policzkach.
          - Mamo - szepnęła. Ranna poruszyła się i popatrzyła na córkę nie widzącymi oczami, nie mogła jej ujrzeć, już nie.
           - Uni? - spytała, ledwo dosłyszalnym głosem - to ty córciu? - po jej policzka zaczęły płynąć łzy. Jedyną osobą jaką chciała mieć teraz przy sobie, była ona jej jedyne dziecko. - Przepraszam - powiedziała - przepraszam, że cię zostawiłam, przepraszam - powtarzała. - Ale nie potrafiłam na ciebie patrzeć za bardzo przypominałaś mi ojca, nie potrafiłam, nie chciałam cię zostawiać, ale po prostu nie potrafiłam - mówiła w kółko.
          - Już dobrze mamo, proszę nie obwiniaj się - powiedziała Uni, przytulając ją jak małe dziecko. Nienawidziła jej, Uni jej nienawidziła. Zostawiła ją kiedy jej potrzebowała. Ale teraz nie potrafiła zaprzeczyć faktowi, że brakowało jej matki i to, że kiedy ją znowu spotkała, nienawiść zniknęła. Tylko, że teraz ona chce ją zostawić, znowu opuścić, na zawsze, tak jak, kiedyś ojciec, kiedy zginął.
          - Proszę mamo nie zostawiaj mnie, błagam cię nie opuszczaj mnie nie chcę zostać sama. Znowu sama. To mnie zabije - szlochała.
          - Nie jesteś sama masz przyjaciół, dziadka mnie nie potrzebujesz - powiedziała uśmiechając się.
          - Nieprawda potrzebuję cię i to bardzo, zostawiłaś mnie, ale teraz chcę, żebyś została, została na zawsze.
          - Wiesz, że zawszę będę przy tobie - uśmiechała się szeroko. Uniosła rękę, żeby dotknąć policzka córki, ale nie było jej to dane i już nigdy nie będzie. Jej dłoń opadła by swobodnie na ziemię, ale Uni na to nie pozwoliła, ujęła jej zimną kończynę i przybliżyła do twarzy. Zalewała się łzami nad ciałem swojej matki, która bezwładnie leżała na jej kolanach.
          - Oj, oj... jakie piękne pożegnanie - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się by popatrzeć na jego posiadacza.



CDN


-------------------------------------------------------

Przepraszam za to, że dopiero dzisiaj jest nowy post,
ale wczoraj po przerzuceniu 2.5 tony węgla,
byłam tak padnięta, że zasnęłam nim weszłam na internet.
Postarałam się napisać posta dłuższego niż zwykle,
a bez tego zakończenia nie było by tak pięknie,
dlatego czekam na opinie i życzę miłego poniedziałku.
^v^