środa, 28 listopada 2012

Uwaga, uwaga

       Uwaga, uwaga ludzie dzisiaj dnia 29 listopada 2012 roku o godzinie 17:30 odbywa się wielkie otwarcie mojego drugiego bloga(pewnie i tak długo nie będzie). Jest to historia moja własna nie nawiązująca do żadnego anime, mangi, filmu, książki itd.
        Opowiada ona o dziewczynie albinoska o imieniu Zu, jak zwykle i poszukuje zabójcy swoich rodziców. Ach i jest elfem. Historia toczy się w czasach tak dawnych, że aż sama nie wiem ;D Nie obędzie się bez smoków, jednorożców, wróżek itp.
        Dzisiaj pojawił się prolog więc zapraszam do czytania ;P  Wyobraźnia nie zna granic ^v^
        I parę fotek na zakończenie *v* 

































Dużo tego o.O a wcześniej wydawało się być mniej o.O Dobra to zapraszam do czytania drugiego bloga, a ja postaram się napisać jutro nowego posta ;P
^v^

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 33: "Koga Taro"

         Przede mną stał Sting i Rogue, stanęłam zszokowana swoim odkryciem. Oni należeli do Saberthoot? 
         - Ale jak, dlaczego - pytałam samą siebie, stojąc w miejscu i nie mogąc się ruszyć. Wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.
         Nie zareagowałam kiedy obydwoje rzucili się w moją stronę, krzycząc jakieś formułki. Nie ruszyłam się z miejsca, nie zablokowałam ich ataków po prostu to był zbyt duży szok dla mnie, że oni pracują dla Niego. Nim się obejrzałam poczułam potężny ból i krew ściekającą mi po twarzy. Zostałam odrzucona w tył. Jeszcze się nie ocknęłam po tamtym ciosie, a blondyn zaatakował mnie, nim uderzyłam w ścianę, tym razem uderzył w brzuch przez co wypuściłam z ręki Shu, który potoczył się parę metrów ode mnie. Sting uderzył z taką siłą, że zostałam wbita w ziemię robiąc przy okazji ogromną dziurę. Usłyszałam chrupnięcie i po chwili wyplułam strumień szkarłatnej cieczy.
         Cholera poszło kilka żeber warknęła wściekła Shini-chan Zu weź się w garść bo w takim tempie zaraz zginiesz! krzyknęła.
         Łatwo ci mówić jęknęłam, usiłując podnieść się z ziemi, syknęłam z bólu.
         Chcę przypomnieć, że jesteśmy jednością i czuje to samo co ty więc nie możesz tak mówić! wrzasnęła, przyprawiając mnie o migrenę. Więc ogarnij się i zrób coś... Uwarzaj!
          Nie zdążyłam zobaczyć co się dzieję, a już zostałam przygnieciona do jednej ze ścian. Chwilę później moja głowa miała bliskie spotkanie z kamieniem. Byłam kompletnie tym oszołomiona. Krew spływająca z rany na czole zalewała mi oko utrudniając widzenie, połamane żebra bolały niemiłosiernie, kilkanaście siniaków i lekkie wstrząśnienie mózgu. W takich chwilach cieszę się, że mam w sobie tyle czarnej magi, gdyż dzięki niej nie odczuwam takiego bólu jakiego powinnam i rany są lekko zaleczane, ale nie całkiem, już dawno powinnam leżeć martwa. Choć teraz niewiele mi brakuje.
         Mój oprawca już zamierzał jeszcze raz uderzyć moją głową o ścianę, tylko... no właśnie tylko, że spadł mi kaptur i odsłonił moją "lekko" pokiereszowaną twarz. Momentalnie zostałam wypuszczona z uścisku, mimo iż ledwo widziałam co się dzieję wykorzystałam okazję i podczołgałam się do mojej wcześniej zgubionej kosy. Wiedziałam że są oni w niemałym szoku.
         Lepszej okazji nie będzie mruknęła Shini-chan.
         Wiem odparłam rozplątując wstęgę i zamaczając ją w swojej krwi.
         Nie patrzyłam na nich, nie mogłam. Pod moim nogami pokazał się krwawy pentagram. Zaczął się on rozrastać obejmując coraz większy obszar.
         - Zu, ty... - zaczął Rogue, co spowodowało u mnie ucisk w żołądku.
         - Śpij - szepnęłam, kiedy już czar objął ich obu. Moich uszu dobiegł łoskot ciał opadających na kamienie.
         Nie myślałam o niczym chciałam tylko uratować Uni i się stąd zmyć. Szłam prosto przed siebie, wiedziałam gdzie idę, zaraz powinnam znaleźć się w jego pokoju, ona tam na pewno jest. Po drodze spotkałam paru ludzi, ale żaden z nich nie sprawiał mi największego problemu.
         Chwile później byłam już przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Nie pukałam, po prostu uchyliłam je i wślizgnęłam się bezgłośnie do środka. Moim oczom ukazał się przestronny pokój z kominkiem w centrum i dwoma fotelami na około niego, obok jednego z nich stał mały stoliczek. Na jednym z nich siedział wysoki facet o kasztanowych włosach, w ręce trzymał kieliszek z czerwonym winem i bawił się jego zawartością, a oczy miał zwrócone w stronę tańczących wesoło płomieni.
         - Stęskniłeś się? - spytałam lodowatym tonem. On zerwał się z krzesła upuszczając kieliszek, który rozbił się z brzękiem rozlewając wokół  szkarłatną ciecz.
         - Co? Jak? - spytał zdziwiony, ale po chwili się opamiętał, był łudząco podobny do Uni, lecz... - Co za banda niedorobionych, debili mówiłem im wyraźnie, że mają cię ulokować w nowym pokoju.
         - Widocznie musisz ich ukarać, Taro-kun - powiedziałam, bez jakichkolwiek emocji.
         - Shini-chan jakaś ty oziębła - powiedział uśmiechając się, szybko zmienił nastawienie.
         - Tyle lat, a ty dalej nas nie rozpoznajesz - zakpiłam, zbijając go z tropu.
         - Może tak. Miło, że wpadłaś w odwiedziny - próbował zmienić temat.
         - Jestem tu tylko po Uni i zaraz się wynoszę. - Skierowałam się w stronę drzwi znajdujących się po lewej stronie, jednak on zagrodził mi drogę.
         - Myślisz, że wam na to pozwolę, - mówił, a uśmiech nie schodził z jego twarzy - a zwłaszcza jej? - dodał wskazując drzwi.
         - Jeżeli będzie trzeba to użyję siły - powiedziałam ze stoickim spokojem. Od jeszcze szerzej się uśmiechnął i przysunął swoją twarz do mojej.
         - Przecież wiesz, że ze mną nie wygrasz - on miał rację nie wygram z nim, posiadał przedmiot, który mógłby całkowicie pozbawić mnie mocy, ale nie mogłam odpuścić nie teraz.
         Mocniej zacisnęłam ręce ma kosie. Wiedziałam co zrobić, albo się uda, albo znów mnie zamknie, wraz z Uni.
         Nie powinnaś tworzyć takich czarnych scenariuszy skarciła mnie Shini-chan nie zapominaj, że jest jeszcze Fairy Tail.
         No właśnie jeżeli mi się nie uda zostają oni, a znając ich siłę na pewno nie musimy się martwić. Wygodniej ujęłam broń i zamachnęłam się nią, lecz nagle z pokoju wyleciała mała kasztanowa istotka krzycząc:
         - Stój! 
         Ledwo udało mi się zapobiec, tragedii.
         - Uni? Co ty robisz od... - zaczęłam, ale on mi przerwała.
         - Nie rań papy! - wrzasnęła. On stał za nią uśmiechając się szyderczo.
         Cholera zapomniałam mruknęłam, wkurzona.
         - Uni opamiętaj się to nie jest twój ojciec - powiedziałam, próbując ją ratować.
         - Przestań, nie kłam nie chcę tego słuchać - odparła tylko.
         - Posłuchaj mnie to nie jest on, to jest Koga Taro szef Saberthoot - próbowałam, ją przekonać.
         - Zamknij się! - krzyknęła, co zbiło mnie trochę z tropu. - Nie wiesz jak to jest myśleć, że twój ojciec nie żyje. Przez tyle lat to przeżywałam, a kiedy okazało się, że on żyje ty próbujesz to zepsuć. To iż ty nie posiadasz rodziny i cierpisz z tego powodu, nie znaczy, że każdy ma się tak czuć. Nie niszcz mojego szczęścia!
         Tutaj Uni poruszyła temat, o którym starałam się zapomnieć. Rodzina...
         - Czy teraz mogę powiedzieć to co chciałam? - spytałam się spokojnie. Zakryłam grzywką oczy, bo tylko one zdradzały jak bardzo te słowa mnie zraniły. - On jest Koga Taro szef Saberthoot, ma ona moc zmieniania wyglądu. Może stać się kim zechce i posiadać jego moce. Więc lepiej nie wież w to co widzisz. Odsuń się.
         Kasztanowo włosa w końcu pojęła sens moich słów, lecz nie zdążyła zareagować, mężczyzna złapał ją za gardło i zaczął dusić.
         - No i widzisz co zrobiłaś Zu? Teraz będę musiał być brutalny - odparł szczerząc się jak wariat.
         - Postaw ją - warknęłam.
         - Ooo... czyli po tym co powiedziała dalej ci na niej zależy - powiedział.
         - Postaw ją - krzyknęłam robić zamach kosą, lecz on bez większego trudu unikał moich ataków. Zadawałam coraz więcej ciosów. W końcu jeden trafił w ramię, którym trzymał Uni, ale było to tylko lekkie draśnięcie mimo to wypuścił ją. Kasztanowowłosa upadła na ziemię łapiąc łapczywie powietrze.
         - Nie odpuścisz co? - powiedział, po czym zrobił kilka kroków i znalazł się przede mną. - A mogliśmy załatwić to pokojowo, teraz lepiej będzie cię chyba zabić nie uważasz? W końcu i tak mam to co chciałem - wyszczerzył się i przyłożył spory kamyk do mojej piersi.
         Momentalnie cała magia uszła z mojego ciała, a ja upadłam na ziemię. Usiłując nie zatopić się w czerni, która mimo wszystko pochłaniała mnie. Czułam potworny ból w piersi.
         - Cholera - mruknęłam. Umierałam i nikt nie mógł na to nic poradzić. Ostatnie co zobaczyłam przed tym jak osunęłam się w mrok, była zapłakana twarz Uni i radość tamtego bydlaka.
         Cholera powiedziałam i odpłynęłam...


CDN

--------------------------------------------------

Wiem krótki, ale jakoś tak nie wiedziałam jak to napisać, żeby
było jak chciałam. Dzisiaj w ogóle jakoś tak nie miałam za 
bardzo weny, ale bałam się tego, że Uni-chan zacznie mnie
molestować w szkole, z powodu ostatniego zakończenia *v*
Kilka dni temu wymyśliłam fabułę nie związanie z jakimkolwiek
 anime i się zastanawiam, czy zrobić nowego bloga, czy lepiej nie,
bo nie wiem czy dam sobie radę z pisaniem i tu i tu, ale może 
spróbuję C; Dedykacja dla wszystkich moich czytelników.
Mam nadzieję, że jako tako ten post wyszedł i będzie się
dało go przeczytać 
^v^

czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 32: "Prawdziwa twarz i... spotkanie"

       Zu! zawołał Helicanine, powalając kolejnego przeciwnika na pewno wiesz gdzie mamy iść? spytał z powątpiewaniem.
       Wiem doskonale nam każdy kąt tej budy odparłam zgarniając grzywkę z oczu, po raz ęty. Białej gorączki dostawałam z tymi kłakami. Kolejna osoba rzuciła się w moją stronę, walnęłam ją w brzuch z taką siłą, że osunął się na kolana plując krwią. Nie zabijam ich tylko ogłuszam nie jestem mordercą.
        Znajdowaliśmy się w wąskim korytarzu z łukowatym dachem i kamiennymi ścianami, w jednym miejscu sufit wznosił się, właśnie to miejsce było najbardziej oświetlone, ponieważ znajdował się tam wielki witraż. Z drzwi znajdujących się prawie wszędzie wysypywało się coraz więcej ludzi, którzy widząc intruzów atakowali bez zastanowienia. Powaliłam jeszcze kilku i już wściekła na maksa z powodu swoich włosów, złapałam za nie i jednym płynnym ruchem odcięłam przeszkadzające mi grzywkę.
        Co ty robisz to nie czas na poprawianie wyglądu warknął zielony kot, po czym do moich uszu dobiegł czyiś krzyk.
         A ty mógłbyś tak nie hałasować mruknęłam z dezaprobatą widząc mężczyznę trzymającego się za nogę, która krwawiła obficie. Zamiast tak się nad nimi znęcać wystarczył by jeden porządny cios, żeby był nieszkodliwy.
         Zajmij się lepiej sobą odparł wkurzony i rzucił się na kolejną osobę.
         Mijały minuty, a przeciwników było coraz więcej, złapała mnie już lekka zadyszka, Helicanina też, mieliśmy kilka zadrapań, oraz skaleczeń. W końcu zdecydowałam przysunęłam się bliżej kota i przekazałam telepatycznie.
         Leć po mistrza powiedziałam powalając kolejnych trzech.
         Ale co z tobą? spytał z nutką troski nie, żebym się martwił czy coś, ale Uni... dodał bez przekonania.
         Znamy się już trochę więc powinieneś wiedzieć, że to dla mnie pestka stwierdziłam lekko rozbawiona.
         Masz rację zgodził się niechętnie.
         Osłaniam cię, a ty leć.
         Kot napiął mięśnie rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze, poszybował wprost do najbliższego źródła światła. W tym czasie powaliłam kilkoro ludzi próbującego go powstrzymać, po chwili po Helicaninie nie było już śladu, a moich uszu dobiegł dźwięk rozbijanego szkła.
         Uśmiechnęłam się szeroko.Złapałam mocniej kose i zrobiłam piruet,wszyscy ustawili się w bezpiecznej odległość by przypadkiem nie dostać się pod ostrze mojej broni. Dzięki temu mogłam pokazać co naprawdę potrafię. Z powodu tego zielonego kota nie mogłam tego zrobić, żeby go nie narażać. Uczyniłam kolejny ruch tym razem zamachnęłam się w taki sposób, żeby zrobić ranę na dłoni. Po chili świeża krew kapała na posadzkę. Jednym płynnym ruchem rozwinęłam wstęgę, która oplatała drzewiec kosy i całą ją pokryłam krwią z rany. Poczułam zmianę jakby nowa energia wstąpiła w moje ciało, czułam się cudownie, lecz mimo to nie radowało mnie to, wręcz przeciwnie.
        - Nienawidzę czarnej magi - mruknęłam. Stałam spokojnie, a pode mną nagle ziemia rozbłysła szkarłatem po czym mym oczom i wszystkich tu obecnych ukazał się pentagram, którego linie były narysowane krwią. Była to magia, która należała niegdyś do Shini-chan, ale teraz jest także moja. dlaczego? Bo ja i ona jesteśmy jednym, wszyscy uważają ją za potwora, Krwawą Mery, która zabijała wszystkich i wszystko, ale to są kłamstwa.
        Jej historia została zmyślona przez ludzi którzy się jej bali i ją zapieczętowali w Sereni, stało się tak ponieważ oprócz Zerefa tylko ona posługiwała się czarną magią, nie dlatego, że to lubiła tylko dlatego, że dostała takich opiekunów. Nigdy nikogo nie zraniła była naprawdę potulna, ale ludzie po tym co zrobił Czarny Mag bali się jej, z tego właśnie powodu była zawsze sama, tylko ona i jej opiekunowie. Mieszkała spokojnie na odludziu by nikomu nie przeszkadzać. Z czasem zaczęła omijać wszystkich nałogowa i wyrobił się w niej mroczny charakter, ale ona zawsze tylko groziła, zabijała wzrokiem, lecz  nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy. Może wygląda na taką, mimo to pozory mylą.
        To, że jest wśród nas to moja sprawka, ponieważ kiedy ludzie chcący się jej pozbyć źle odprawili rytuał i jej dusza została podzielona na dwie części. Jedną częścią jestem ja Zu, a druga to Shini-chan. Zaczęłam mówić, że to przeze mnie jest tutaj kiedy moja matka była w ciąży i zajmowała się jednym z przywołań, nieświadomie zmieniłam treść formułki, nie wiem jak nienarodzone dziecko mogło zrobić coś takiego, ale przeze mnie ona jest tutaj. Lecz nasze dusze nie mogą się połączyć, na pewno nie teraz. Tej prawdy nikt nie zna. Nikt prócz mnie.
        Pentagram zaczął się rozrastać obejmując coraz większy obszar i ludzi. Kiedy wszyscy już się w nim znaleźli powiedziałam, spokojnie:
        - Zamroź - momentalnie wszystko zmieniło się w lód. Pokrył ludzi, ściany, podłogę, najróżniejsze przedmioty dosłownie wszystko, oprócz jednej osoby stojącej pośrodku tego wszystkiego, białe włosy opadały na jasne czoło, a w ręku trzymała kose.
        - Nie mogę zemdleć, nie teraz - szeptałam lecz czerń zbliżała się nieubłaganie. Oparłam się o ścianę, łapiąc łapczywie powietrze. Taki stan nie spowodowała utrata energii magicznej, lecz choroba. Jestem poważnie chora już dawno powinnam umrzeć, niestety magia płynąca w moich żyłach nigdy na to nie pozwoli, póki nie utracę jej zbyt wiele. Teraz właśnie wykorzystałam 1/4 moich zapasów, normalnie każdy by nie wytrzymał tego zaklęcia, ale nie ja, posiadam tyle magi ile Mira, Erza i Makarov razem wzięci, wiem to jest bardzo dużo, ale w moim wątłym ciele znajduje się tego tyle, niemożliwe? a jednak.
        Moją chorobę zatrzymuje magia, a utrata znacznej części może spowodować, że zemdleję, jeżeli wykorzystam większość to jest pewne iż nie dożyję ranka. Moje zaklęcia zabierają bardzo dużo tej cennej energii dlatego zawsze wykorzystuje je w ostateczności.
        Po chwili u mojego boku pokazała się czarna kotka.
        Zu powiedziała zatroskana lepiej użyj uwolnienia także na mnie.
        - Nie jeszcze nie - wysapała z trudem, siadając. - Przypilnuj mnie chwilę muszę odpocząć - poprosiłam. Nie wiem jak długo siedziałam, nie spałam byłam całkowicie skupiona na otaczającym mnie świecie. Po jakimś czasie mój oddech się uspokoił wszystko przeszło więc mogłam bezpiecznie wstać i iść dalej, pośród tego "lodowego królestwa".
       Szłam właśnie schodami do góry, ciągnęły się chyba w nieskończoność. W końcu przede mną zamajaczył normalny grunt. Już miałam ostatni raz unieść nogę kiedy Shini-chan zawołała:
       Uważaj  momentalnie rozglądnęłam się w około, szukając wzrokiem jakiegoś przeciwnika. Nagle z mroku przede mną wystrzelił ciemny promień, mało widoczny w tych egipskich ciemnościach. Nienawidziłam tego miejsca tutaj zawsze jest ciemno i ponuro. Odskoczyłam w bok, lądując na kolanie. Po chwili kolejny płomień i znów.
       Wkurza mnie to mruknęłam do Shini-chan.
       Mnie też odpowiedziała.
       Czuć było, że to inny rodzaj przeciwnika, teraz tak łatwo mogło mi nie pójść.
        - Moka uwolnienie - szepnęłam, kotka, która cały czas była koło mnie, zmieniła się w obszerny płaszcz, z szerokim kapturem. Założyłam go pasował idealnie, był cały czarny i zakrywał całe moje ciało, przypominałam prawdziwego Boga Śmierci. Odbiłam się od ziemi i zniknęłam dosłownie, nie przyśpieszyłam tylko zniknęłam,i pojawiłam się niedaleko mojego przeciwnika. Na tym polegała specyfika tego ubrania, otwierałam coś na wzór portalu widocznego tylko mnie i moim opiekunom przez co mogłam przemieszczać się o 200m w każdą stronę z miejsca, którego stoję. Była to magia zabierając bardzo mało energii dlatego mogłam używać tego do woli.
       Nie widziałam moich przeciwników zbyt dobrze tylko jakieś zarysy. Raz mijała mnie czarna kula ognia, a za drugim razem biała, dopiero kiedy się do nich zbliżyłam zobaczyłam, że jest ich dwóch. Widziałam ich kształt z daleka, pojawiłam się koło wysokiego blondyna i zadałam mu cios w kark, był zbyt zaskoczony tym co się właśnie stało, żeby mnie zablokować. Jego znajomy był bardziej rozgarnięty i zablokował drzewiec kosy zanim uderzyła tamtego powodując utratę kontaktu z rzeczywistością.
       Znów zniknęłam i pojawiłam się dalej od nich. Niestety nie spodziewałam się jednego, że ktoś zapali wazy wypełnione łatwo palą substancją. Nagła jasność sprawiła iż moje oczy zakuły boleśnie i musiałam je zamknąć, zbyt długo byłam w ciemności, już dawno mój wzrok odzwyczaił się od światła.
       Moi przeciwnicy wykorzystując tę chwile dezorientacji ponownie użyli tych płomieni, nie zdążyłam odskoczyć, ale dzięki Bogu, że założyłam wcześniej ten płaszcz, nie działała na niego magia, no prawie, wszystko ma swój limit. Kiedy skończyli swój atak, jeden z nich wyskoczył nade mną i krzyknął:
       - Pięść Białego Smoka - nie uderzył mnie tylko dzięki mojej szybkiej reakcji momentalnie użyłam przeniesienia i znalazłam się daleko od nich, by uspokoić oddech. Czekaj stop, stop ja go przecież znam to najnormalniej w świcie jest Sting Eucliffe z mojej klasy. Przeniosłam wzrok na drugiego przeciwnika i moje serce przyśpieszyło, a nogi miałam jak z waty. To nie może być prawda oni w siedzibie Saberthoot? Nie, cofnęłam się o krok. Czego Rogu należy do Saberthoot?



CDN

-------------------------------------------------------

Sorka ludzie, że dopiero dzisiaj no, ale moje zachcianki i tak dalej 
zmieniają się jak pogoda jesienią, sama czasem nie
 nadążam ^u^ No po prostu Uni-chan powiedziała mi ciekawą rzecz 
na temat  Junjou Romantici(dzień w dzień się samej siebie pytam 
"Boże co ja oglądam" mimo wszystko oglądam dalej C;)musiałam 
sprawdzić czy to prawda no i jak zaczęłam to skończyć nie mogłam
 aktualnie czeka na mnie druga seria już nie mogę się doczekać *v* 
I wczorajsze zmienianie szablonu na blogu dzisiaj dokańczałam,
bo wczoraj się nie wyrobiłam z tym wszystkim. Dedykacja dla Uni-chan 
za dedykację dla mnie *v* Trzymajcie się ludzie i do zobaczenia przy
 następnym poście
^v^

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 31: "Czasem to co widzimy nie jest tym co chcielibyśmy, żeby było"

         Siedziałam sobie w wysokim fotelu, na przeciwko kominka i popijałam herbatkę. Niedaleko znajdował się mój tata.
         - To teraz mi wszystko wytłumacz - zażądałam. Odgarnęłam z czoła kilka niesfornych kosmków i pociągnęłam łyk napoju. Niedawno brałam kąpiel musiałam zmyć z siebie całą tę krew. Teraz miałam na sobie niebieską halkę.
         - Widzisz musiałem upozorować swoją śmierć, bo byłem poszukiwane przez trzy główne mafie - Reiven Tail, Saberthoot i Grimmor Heart. Szukali mnie ponieważ prowadziłem pewne badania... - urwał na chwile i dopiero po chwili ciągnął dalej. - Prowadziłem pewne badania z matką Zu.
         Matką Zu? Oni się znali i nawet prowadzili razem badania?
         - A na czym polegały? - spytałam.
         - Interesowała nas Serenia i wszystko z nią związane, przywoływaliśmy zwierzęta nie mające opiekunów badaliśmy i odsyłaliśmy z powrotem. Lecz pewnego razu podczas przywołania zamiast zwierzęcia przywołaliśmy duszę... - wziął głęboki wdech. - Leila była w tedy w ciąży, a to coś nieważne czego byśmy spróbowali nie potrafiło pozostać tu na ziemi, ale nam też nie zależało na tym...
         - Czym była ta dusza? - spytałam przerywając mu.
         - To coś było kiedyś najpotężniejszą maginią wszech czasów, ale też najbrutalniejszą.Kiedy żyła wymordowała miliony ludzi dopiero po kilku latach została zapieczętowana i od tego czasu błąkała się po Sereni. Dopiero my ją uwolniliśmy.
         - A gdzie jest teraz? - zapytałam, patrząc uważnie na mojego rozmówcę. On westchnął.
         - Jak już wcześniej wspomniałem Leila była w ciąży, więc duch korzystając z okazji wniknął w ciało dziecka i kiedy jest jej wygodnie to się pojawia.
         - Czyli to co widziałam w parku to nie była Zu? - spytałam zdziwiona.
         - Tak - odparł - nikt nie wie jak owy demon ma na imię dlatego nazywamy ją Bogiem Śmierci, albo krócej Shinigami. 
         - Czy to zdrobnienie którego używałeś było od Shinigami?
         - Mhm~ nienawidzi tego. Prowokując ją w taki sposób łatwiej było użyć tego - wyjął z kieszeni mały kamień.
         - Co to? - spytałam biorąc od niego przedmiot.
         - Nasze badania pomogły nam stworzyć przedmiot niwelujący magię, a aktualnie nasz demon to jedna wielka kupa magi - odparł uśmiechając się lekko.
         Także się uśmiechnęłam miło było spotkać własnego ojca, po tylu latach, po tylu potwornych latach. Po całym dniu zmęczenie zaczęło brać nade mną górę, po chwili odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
        
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zu

         Uniosłam lekko powieki zdezorientowana. Było ciemno jak nie powiem gdzie. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu, z czasem moje oczy coraz bardziej przyzwyczajały się do ciemności, która spowija pokój. Z tego co dałam radę wypatrzeć nie było to zbyt przyjazne miejsce, obdrapane ściany otaczały mnie ze wszystkich stron. Przez małe okienko wysoko nad moją głową wpadało do środka światło księżyca. Srebrzyste smugi padały centralnie na iście szatańsko białe drzwi, aż się w głowie kręciło.
         No i nareszcie znalazłam się tam gdzie powinnam... w psychiatryku pomyślałam ponuro. Próbowałam się podnieść do pozycji pionowej, ale coś krępowało moje nogi i ręce. Łóżko, o równie diabelskim kolorze co drzwi, przypominało szpitalne, nie było wygodne, ale też znów tak źle nie było.
         Szarpałam się z więzami, lecz to i tak nic nie dało opadłam, posłanie lekko zdyszana. Jeszcze raz rozglądnęłam się po pokoju. Dopiero teraz zauważyłam jakiś napis koło lewej ręki, na barierce.  Mimo iż było tu mnóstwo napisów to ten coś mi przypominał, ale co to było. Nie potrafiłam przeczytać tego co się tam znajduje, lecz sam charakter pisma wydawał mi się bardzo znajomy.
         Zastanawiałam się nad tym przez dobrą godzinę, dopiero wtedy wszystko wróciło. Moje utracone wspomnienia z przed ośmiu lat. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Tak bardzo chciałam się stąd, a kiedy mi się to udało to trafiłam tu z powrotem. Nie, nie! krzyczałam w myślach. Znów zaczęłam walczyć z więzami, ale to i tak nic nie dawało. Usłyszałam jakiś trzask dochodzący od strony okna, a następnie wielka zielona kupa futra wpadła do pokoju.
         Mówiłem żebyś się nie zbliżała do Uni, przez to ona ma teraz kłopoty.
         - Co? Uni? Tytaj? - wręcz krzyczałam. Nie ona nie może tu zostać musi się stąd jak najszybciej wydostać. - Wiesz gdzie jest? - spytałam wściekła.
         Nie mam pojęcia, ale spotkaliśmy jej ojca kiedy byłaś nieprzytomna.
         - Wiem gdzie jest - powiedziałam, a mój głos przypominał głos Shinigami. - Rozwiąż mnie - zażądałam, a Helicanine posłusznie wykonał polecenie. Usiadłam na łóżku rozciągając mięśnie. Otarłam oczy z resztek łez, teraz cała moja postawa się zmieniła, z każdej strony przypominałam już dusze potwora zamieszkującego moje ciało. - Choć Shu uwolnienie. - W mojej ręce pojawiła się śnieżnobiała kosa.
         Widzę, że w końcu sobie przypomniałaś kochanieńka szepnął do mnie demon.
         Nie teraz Shini - chan musimy kogoś uratować.
         Do usług odparła.
         Machnęłam bronią od niechcenia rozwalając te obrzydliwe drzwi i razem z Helicanine, nie zwracając uwagi na ludzi nas atakujących, szłyśmy do niego. Do szefa...



CDN

-------------------------------------------------

Ludzie mam teraz taką wenę twórczą, że chyba codziennie
będę pisać C; Mam nadzieję, że nie przynudzam z tą moją
nieogarniętą  fabułą. Ja nie wiem skąd ja biorę te pomysły,
ale ważne, że coś jest. W ogóle to Uni - chan pojechała na
wycieczkę do Zabawy(nie Zawady, Zabawy)i nie mam kogo
dręczyć ;.; Tak, więc szczególna dedykacja dla Makoto Shi
za to, że mogłam popijać sake z Matsumoto *v* Pozdro-
wionka dla wszystkich czytelników i pozostałych osób,
które wpadły tu przez przypadek i nie zostały na dłużej.
^v^

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 30: "Bóg śmierci"

          - Ty nie powinieneś żyć - krzyknęła Uni odsuwając się od mężczyzny.
          - Uni posłuchaj - powiedział próbując się do niej zbliżyć, ale ona za każdym razem odsuwała się od niego.
          - Nie, ty przecież nie żyjesz - zawołała, a łzy coraz bardziej moczyły jej przesiąknięte krwią ubranie. - Mama zginęła cały czas myśląc, że ty umarłeś wtedy w szpitalu, a teraz nagle pojawiasz się znikąd! Nienawidzę cię! - chciałam odwrócić się i uciec jak najdalej stąd, lecz moje nogi odmówiły posłuszeństwa upadłam na kolana. Byłam wściekła, mimo to tęsknota jaką w sobie skrywałam nie dała o sobie zapomnieć, nic nie mogło zabić tego szczęścia  i ulgi jaką przyniosła wiadomości, że on żyje, stoi przede mną, nie jest złudzeniem.
          - Uni ja... przepraszam cię kochanie, ale to było konieczne - szepnął.
          - Co było konieczne?! - krzyknęłam - Upozorowanie swojej śmierci?! Wiesz jakie to było dla nas przeżycie?! Przez kilka lat kompletnie nie mogłam się pozbierać, bo nie dość, że ciebie nie było to mama nie mogąc znieść tego, jaka jestem do ciebie podobna, więc mnie zostawiła. Gdyby nie dziadek i reszt to nie wiem co by się ze mną działo. A ty? Balujesz nie wiadomo gdzie.
          - Gdybym wtedy nie odszedł to zginęłybyście... obie - od krzyknął. Pierwsze co przyszło to zdziwienie, a potem pytanie kto by chciał naszej śmierci i dlaczego?
          - Ale...
          - Nie mogę ci powiedzieć.
          - Uuuu... spotkanko po latach, co Miki? - słysząc to pytanie odwróciłam się i spojrzałam na osobę, która to powiedziała. 
          - Zu? jak? - pytałam moją przyjaciółkę, która siedziałam przede mną w kałuży swojej własnej krwi z szaleńczym uśmiechem na twarzy. 
          - Ale śłodka minka - powiedziała, jeszcze wyżej unosząc kąciki ust(o ile wcześniejszy uśmiech był szeroki to teraz wręcz dotykał uszu). Wstała chwiejnie, a czerwona ciecz oblepiała ją od stup do głów, wykrzywiła twarz w grymasie bólu i odwróciła się tak by zobaczyć ranę na plecach. Zacmokała zdegustowana - jak ona może tak bardzo nie dbać o swoje ciało? Przysparza tylko problemów.
          Rozglądnęła się w około, jej spojrzenie zatrzymało się na cycatej blondynie, która ją zraniła, a teraz leżała związana i zakneblowana patrząc na to wszystko z przerażeniem w oczach. Wyraz jej twarzy zmienił się teraz wyglądała jak demon, aż ciarki przechodziły po plecach kiedy widziało się jej zimne oczy, emanowała od niej aura przepełniona chęcią mordu, nawet Erza ze swoimi fazami nie dorównywała jej. Podeszła do niej zostawiając za sobą krwawe ślady. Uklękła i złapała jej podbródek tak że tamta nie miała wyboru i musiała patrzeć prosto na nią.
          - Nikt was nie poinformował co się może stać jeżeli coś mi się nie spodoba? - powiedziała białowłosa głosem mrożącym krew w żyłach. Tamta lekko pokręciła głową, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. - Taka wielka pani z ciebie była, a teraz okazuje się, że jednak taka harda nie jesteś - syknęła Zu.
          - Zostaw ją - krzyknął Mike.
          - Tak się kochanieńki odzywasz do boga? - odparła Zu nie odwracając wzroku od blondynki. - Tyle pięknych dni, a ty się jeszcze nie nauczyłeś?
          - Często powtarzałaś, że nie zabijasz śmieci - odgryzł się, trafiona w czuły punkt Zu odwróciła głowę i spojrzała na niego jadowicie.
          - Widzę, że jednak jeszcze coś pamiętasz, a myślałam, że ze starość masz sklerozę - powiedziała już nie taka spokojna.
          - Nie, takie schorzenia mi nie grożą... na razie - mówił Mike spokojnie.
          - Czy słyszałeś może, żeby nie wkurzać śmierci? Bo może się to źle skończyć.
          - Tyle pięknych dni z tobą spędziłem, przez co teraz wiem o tobie bardzo dużo Shini - chan.
          - Nie mów tak do mnie - warknęła.
          - Czego przecież tak ładnie to brzmi Shini - chan.
          - Shu! Moka! Gdzie was pchlarze wywiało, nie ma was kiedy jesteście potrzebni - krzyknęła kipiąc ze wściekłości. Po tych słowach koło niej pokazali się dwaj opiekunowie, duży pies rasy haskie, o białej sierści i figlarnych czarnych oczach, koło niego kroczyła dumnie czarna kocica, patrząc na innych, z politowaniem, białymi oczami.
         Taa mruknęła.
         - Shu uwolnienie - powiedziała Zu przez zęby, a w jej ręku ukazała się długa na kilka metrów kosa(me gusta xD)o długiej, dwusiecznej klindze zaskakująco szerokiej. Była ona idealnie biała, a z jej końca wystawała wstęga oplatająca drzewiec.
         - Shini - chan spokojnie chyba, że mam użyć tego - wyciągnął coś z kieszeni, ale nie mogłam zobaczyć co to jest. Zu nie reagowała była jak w amoku. Rzuciła się na niego z dzikim krzykiem i kiedy już miała uderzyć Mike zrobił unik, wykorzystując chwilę nieuwagi przysunął owe coś do klatki piersiowej dziewczyny. Momentalnie kosa z powrotem zmieniła się w psa, a białowłosa opadła bezwładnie w ramiona mężczyzny.
         No i po co musieliśmy się fatygować mruknęła kotka wyniośle Mikel zrób coś, żeby się nie okazywała, bo to już drugi raz na szczęście jej moc jeszcze się nie odnowiła.
        - Postaramy się coś zrobić Moka.
        Tylko spróbuj nas jeszcze raz zapieczętować a nie ręczę za siebie warknęła i razem z haskiem zniknęli.
        Siedziałam całkowicie nie wiedząc co zrobić, kim były te opiekuny? O co tu chodziło? To była Zu? Skąd ona zna papę? Tyle pytań tak mało odpowiedzi.
        - Uni choć to wszystko ci wytłumaczę, ale nie możemy tu zostać Helicanine zajmiesz się tą dwójką? - wskazał zakneblowanych dwoje członków Saberhoot.
        Kot mruknął tylko w odpowiedzi i zajął się swoją robotą. Wstałam z ziemi, a to był dla mnie nadludzki wysiłek i poszłam za tatą...


 CDN

-------------------------------------------------

czwartek, 15 listopada 2012

Bonus







Wiem że to jest wyrwane z kontekstu i że to jest blog o Fairy ale no nie mogłam się powstrzymać, a to wszystko przez Uni, jak mi przypomniała 6 dywizje jako mafie - mieszankę kabaretu i bleacha to wręcz taka mnie naszła chęć na to no, że sami wiecie. Nie chcę mi się zbytnio pisać dzisiaj cd ostatniej fabuły, ale obiecuje że pojawi się jutro. Ostatnio te próbne testy gimnazjalne -.-' przyroda jednym słowem porażka. Eh... miłego oglądania ^v^ Oj i Serek nie przejmuj się poprostu jedna rybka opanowała do perfekcji misdirection*(czy jak to tam się pisze), jest biała i jej nie widać za bardzo ale jak się przyjrzysz to ją zobaczysz.
" - Miałem spotkać się z Glistą.
 - Glista już dawno gryzie glebę.
 - A co na to Gleba?" Rozwaliło mnie to ;D


*jest to technika, którą posługiwał się Kuroko z Kuroko na Basuke polegała na tym, że zamiast skupiać uwagę ludzi na sobie to przekierowuje ją na coś innego dzięki czemu jest niewidzialny dla ludzi... no nie wszystkich. Mam nadzieję że ci którzy tego nie wiedzieli będą mieć lepiej nakreśloną sprawę, ale nie wytłumaczyłam tego za dobrze *.*

poniedziałek, 12 listopada 2012

Rozdział 29: "Nieznajomy"

           - Saberthoot? - zdziwiłam się - akurat teraz - jęknęłam cicho.
           Przed nami znajdowała się cycata, wysoka, blondyna, a koło niej stał niski chłopak niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Na twarzy miał coś podobnego do kominiarki, spod, której wystawały czarne włosy. Przyglądał nam się znudzonymi zielonymi oczami i mruknął:
           - Zabij tamtą małą i zabieramy ją, bo nie chce mi się tu stać.
           Nie zwracając na niego uwagi Uni wystąpiła krok do przodu i powiedziała:
           - Uciekaj ja ich zatrzymam.
           - Nie - odparłam bez zastanowienia ona odwróciła się w moją stronę. - Nie mam zamiaru uciekać. Ty i tak nic nie zdziałasz, bo Horava jeszcze nie wrócił z Sereni.
           - I co z tego uciekaj i zawołaj pomoc - powiedziała lekko wkurzona.
           - Nie.
           - Mówię przecież idź po pomoc - mimo iż wydawała się spokojna to mała żyłka pulsująca na jej czole zdradzała, że jest wściekła.
           - Nie - powtarzałam nieugięcie.
           - Mówię ci, żebyś...
           Nie wiem do końca co stało się w tym momencie, zobaczyła jakiś ruch ze strony tamtej dwójki, która przez cały czas stała przysłuchując się naszej niedorzecznej kłótni, a następnie błysk stali. Nie mam pojęcia co się wydarzyło, nie zdążyłam nawet pomyśleć kiedy pchnęłam kasztanowowłosą na bok, zajmując jej miejsce. Poczułam, że coś uderza we mnie z ogromną sił sprawiając iż po plecach zaczęło mi spływać coś ciepłego i lepkiego. Odwróciłam się i dopiero w tedy fala obezwładniającego bólu sparaliżowała moje ciało odbierając wszystkie siły przez co znalazłam się na ziemi. W moim ciele, po samą rękojeść, zatopiony był sztylet. Wokół mnie zaczęło zbierać się coraz więcej krwi.
           - Ty debilko zapomniałaś, że mamy ją dostarczyć żywą, jak zginie to my z nią - krzyknął chłopak i chyba walnął ją w łeb, ale nie mogłam tego zobaczyć gdyż, wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Koło mnie Uni padła na kolana. Z wielkim wysiłkiem uniosłam głowę.
           - Obsmarkałaś się Uni-chan - powiedziałam słabo, uśmiechając się lekko. Ona przez łzy odpowiedziała także uśmiechem, ale bez jakiejkolwiek radości. Przybliżyła się nie zwracając uwagi, że cała brudna jest od krwi. Wzrok mi się zamglił.
           - Ależ to wzruszające - zakpiła ta cycata blondyna, usłyszałam jak jej obcasy stukają o brukowaną ścieżkę. Zatrzymała się i schyliła po czym wstała błyskawicznie wyciągając nóż z rany. Wrzasnęłam z bólu, a z pleców krew zaczęła lecieć obficiej. Teraz już nie słyszałam nic, a przed oczami pojawiła się ciemność.

Uni

           Zobaczyłam jakiś błysk i po czym zostałam pchnięta na bok. Dopiero po chwili zrozumiałam co się stało. Tamta kobieta rzuciła nożem w moją stronę, muszę przyznać iż zrobiła to nadzwyczaj sprawnie, ale Zu zdążyła mnie odepchnąć na bok tylko, że nie przewidziała jednego, iż to ona będzie ranna. Po chwili białowłosa zachwiała się i upadła na ziemię, krew obficie sączyła się z rany na plecach.
           Upadłam na kolana obok niej, nie może mnie tak zostawić, jeszcze mi dużo nie wyjaśniłam. Jest moją przyjaciółką, bliską mi osobą nie zniosę jej śmierci, nie chcę żeby to się powtórzyło. Nie che jeszcze raz przeżywać tego samego co wtedy kiedy mój ojciec umierał. Łzy spływały potokiem po mojej twarzy. Zu uniosła głowę do góry i uśmiechnęła się, mówiąc:
           - Obsmarkałaś się Uni-chan - na te słowa lekko uśmiechnęłam się, ale bez radości.
           - Ależ to wzruszające - zakpiła kobieta która była temu winna. Podeszła i zabrała bezlitośnie swoją własność z pleców albinoski. Ona tylko krzyknęła po czym opadła bezwładnie.
           - Zu - powiedziałam przez łzy, podczołgując się do nieprzytomnej dziewczyny. Odwróciłam ją delikatnie na bok i położyłam jej głowę na swoich kolanach - hej - potrząsnęłam nią - nie zasypiaj - spróbowałam jeszcze raz - Zu! - wrzasnęła zdesperowana, targając mną. Nie zwracała na kobietę, która szykowała się własnie do zadania jej śmiertelnego ciosu.
           Uni! usłyszała krzyk w swojej głowie.
           Helicanine? spytałam się głupio, wyrywając się z transu.
           Nie kurcze matka Teresa z Kalkuty zakpił zielony kot pytasz się głupio.
           Nad głową dziewczyny przeleciała wielka kupa zielonego futra i powaliłam cycatą babę. 
           Nikt nie może atakować Uni kiedy jest bezbronna warknął i zaczął szamotać się z blondyną. Zajmij się Zu.
           Dobra odparłam opanowana. Teraz myśl co się robi w takich wypadkach... nie wyciąga noża z rany -.-" Ale dalej, uciskać ranę i zatamować krwotok. Oderwałam pas tkaniny od bluzki i przyłożyłam do ranu uciskając.
           Co dalej? Sprawdzić pul i oddech. Przyłożyłam dwa palce do jej szyi, była bardzo blada, znów w moich oczach stanęły łzy.
           - Gdybym tylko nie była taka słaba - wyszeptałam, a słone krople znowu płynęły po moich policzkach i spadały na twarz nieprzytomnej Zu.
           Ponownie zaczęłam panikować tylko, że teraz Helicanine nie mógł nic na to poradzić. Nie ważne ile razy próbował ona i tak nie reagowałam.
           Nie wiedziałam nawet kiedy ktoś delikatnie odciągnął mnie od nieprzytomnej dziewczyny i zamknął w objęciach.
           - To wszystko moja wina - zawyłam.
           - Nie prawda to nie jest twoja wina... - powiedział znajomy głos, ale do kogo należał na pewno dawno dawno temu gdzieś go słyszałam, ale czyj to głos?
           ...to jest wina tej białowłosej dziewczyny dokończył za mężczyznę Helicanine.
           - Ale dlaczego?
           - Bo się urodziła - odpowiedział tajemniczy mężczyzna.
           Uniosłam głowę by mu się przyjrzeć i momentalnie odsunęłam się od niego na dobre kilka metrów.
           - Ale przecież ty nie żyjesz...



CDN

-------------------------------------------------------

Żyje ludzie, żyje mimo iż nie dawałam żadnego znaku.
Uratowałam mnie moja zwinność gdyż zdążyłam wkopać Nnoitre
do piwnicy przed snem dzięki czemu nie zeszłam na zawał C;
Wiem, że to jest trochę z deczka inne niż Fairy Tail, bo jak 
wiadomo nie ważne co się działo to tam zawsze było wesoło,
 a u mnie to raczej powstaje opowieść zbliżona do Deadman
 Wonderland 0.0 Ale co poradzę, że już taka z natury
 jestem C;(spodobała mi się ta minka). Posta dedykuję
 wam wszystkim mietki i czekam na wasze komenty.
 Nagle rozległ się potworny trzask dochodzący z piwnicy.
Do jutra wstałam biorąc miotłę i ze złowrogą miną skierowałam
 się do piwnicy.  Ach zapomniała bym tam z boku jest sześć 
wiecznie głodnych rybek klikając na tamto pole możesz je karmić.
^v^