niedziela, 21 października 2012

Rozdział 19: "Rodzina może niedoskonała, ale jedyna"

          Ze sny obudziła mnie fala zimnej wody. Ocknęłam się otwierając szeroko oczy. Nie mogłam podnieść się z ziemi, miałam związane kończyny. Próbowałam  krzyknąć, ale moje usta były zakneblowane. Rozglądnęłam się by sprawdzić czy niema gdzieś kogoś znajomego i zobaczyłam Uni, leżącą nieopodal odetchnęłam z ulgą, nic jej nie było. Ona zerknęła na mnie też upewniając się, że nic mi nie jest. Przeniosłam wzrok z niej na osobę stojącą przede mną i trzymającą wiadro, na wpół pełne, ale z powodu tego, że leżałam w niesprzyjającej pozycji nie widziałam twarzy.
          Usłyszałam chichot i pozostała zawartość pojemnika wylądowała na mojej głowie. Nie daruję chciałam krzyknąć, ale z powodu knebla, z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot. Mój oprawca ponownie się zaśmiał i odszedł na bok.
          - Biedactwa, zimno wam może - usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam go skojarzyć z żadną osobą. Właściciel owego dźwięku podszedł bliżej i z widocznym wysiłkiem kucnął. Dopiero teraz zobaczyłam kto to był. A była to ta niemiła starsza pani z pociągu, która okładała mnie ostatnio parasolką. - Co zdziwiona jestem? - zadrwiła po czym wzięła zamach i walnęła mnie pięścią w twarz. Poczułam jak po mojej twarzy zaczyna ściekać krew. - To za staranowanie mnie w pociągu - powiedziała, ponownie odchylając rękę w tył i uderzając mnie raz jeszcze, tylko, że tym razem w policzek. Uderzenie nie było na tyle silne, żebym straciła zęba, ale poczułam w ustach słodki smak krwi - To za wtargnięcie do naszego przedziału bez pukania.
          Jej dłoń zaciśnięta w pięść znów powędrowała w górę, ale nie opadła, ponieważ w tym samym momencie ściana po mojej prawej stronie została roztrzaskana w drobny mak i do pomieszczenia wkroczył Natsu, a za nim pozostała dwójka. Ich twarze wyrażały wściekłość. Babcia spojrzała na nich, wstała pomału z ziemi i chwyciła swoją nieodłączną parasolkę. Na jej twarzy kwitł szaleńczy uśmiech.
          - Więcej dzieci do ukarania - powiedziała.
          - Nie darujemy, ci za to co zrobiłaś naszym nakama - powiedział Natsu rzucając się na kobiecinę, ale nie dotarł do niej w połowie drogi padł na ziemię i nie mógł wstać.
          - Nieładnie tak atakować starszą kobietę, powinnam cię nauczyć pokory. - Stojący nieopodal ogromny piec zaczął drżeć i po chwili leciał już w stronę różowowłosego, ale nagle znikąd wyrosła ściana lodu, zatrzymując przyrząd, w następnym momencie został pocięty na milion kawałków. Babka stała patrząc na to z niedowierzaniem. Odwróciła się na pięcie i podbiegła do okna lecz nie zdążyła uciec, bo uwolniony Natsu przypominał wściekłe zwierze i podleciał do niej łapiąc za kark, po czym rzucił nią przez całą fabrykę. Razem z Erzą poszli po nią, przy czym historyczka zrobiła mu niezłe kazanie na temat rzucania starszymi paniami.
           W tym czasie Gray uwolnił mnie i Uni.
          - A miałyście się nie pakować w kłopoty - przypomniał. - Dobrze, że Natsu ma niezły węch.
          - To nie nasza wina - jęknęła Uni rozcierając obolałe nadgarstki, - czekałyśmy tam, gdzie kazała nam Erza, ale zaszli nas od tyłu i uśpili nawet nie miałyśmy czasu na reakcję.
          - Nic ci nie jest Zu - spytał, zmieniając temat.
          - Nie - wyplułam trochę krwi - będzie tylko kilka siniaków i rozcięty łuk brwiowy, ale to nic takiego. - Wyszczerzyłam się do nich.
          - A o co jej chodziło z tym pociągiem - dopytała się Uni.
          - Pamiętacie, co wam opowiedziałam, o tej staruszce, którą spotkałam podczas jazdy?
          - Tę co cie parasolką okładała? - zapytała szczerząc się.
          - Tak, ta - odparłam, także się uśmiechając - to była właśnie ona.
          - Takiemu chucherku dałaś się maltretować? - Spytał Gray ledwo powstrzymując się od śmiechu.
          - Tak, takiemu - powiedziałam, śmiejąc się na całego.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          - Nie było, źle - powiedziałam.

          Szliśmy właśnie z powrotem do hotelu. Okazało się, że ta niegroźnie wyglądająca babcia, uciekła niedawno z zakładu psychiatrycznego i była szefem gangu, którego się pozbyliśmy. Burmistrz miast był nam tak wdzięczny, że pozwolił nam zostać jeszcze cały tydzień. Lecz niestety czerwonowłosa się nie zgodziła i zostajemy jeszcze tylko na cały dzisiejszy dzień i do jutrzejszego południa.
          Znajdowaliśmy się na chodniku obok drogi głównej. Idąc gadaliśmy o różnych rzeczach. Kiedy po chwili naszą rozmowę, na temat pluszowych misiów, kłóciliśmy się  o to jakie są najsłodsze(trochę dziwny temat do rozmów, który rozpoczęła Uni(;P)), przerwał klakson długiej czarnej limuzyny stojącej koło nas. Popatrzyliśmy się zaciekawieni. Drzwi wozu otworzyły się i z wnętrza wysiadł wysoki facet o blond włosach i czarnych okularach na nosie, miał on na sobie biły garnitur.
          Patrzyłam zszokowana na niego, przecież to był ten mężczyzna, do którego przez przypadek wpadliśmy kiedy gonili nas ci wieśniacy.
          On popatrzył się po nas i jego wzrok zatrzymał się na Uni, która stała równie zszokowana co my.
           - Witam znowu, piękna pani - powiedział uwodzicielskim głosem kłaniając się. Co mnie trochę wkurzyło i zasmuciło przywitał się tylko z kasztanowowłosą, a naszą trójkę olał. Teraz dopiero zaczęłam myśleć logicznie, wcześniej byłam nim zauroczona, ale teraz zaczęłam słuchać zdrowego rozsądku, który podpowiadał mi że coś jest nie tak. - Wcześniej nie mieliśmy przyjemności poznać się bliżej, pani...
          - Uni - odpowiedziała, a głos jej lekko drżał - jestem Uni.
          - Jakie piękne imię - ujął jej dłoń i złożył na niej lekki pocałunek. Jeżeli dziewczyna czerwona to teraz stała się fioletowa. - Jestem Samuel, Samuel Feldero - przedstawił się szarmancko.
          - Dobra, kończcie to przedstawienie - powiedziałam, przerywając tę jakże obrzydliwą scenę. Blondyn odwrócił się i spojrzał na mnie z góry.
          - A cóż to za paskudna wiedźma przerywa mi rozmowę z moją królową piękności? - spytał z pogardą.
          - Ja tu widzę tylko jedną paskudną wiedźmę o blond włosach, która nałożyła za dużo tapety na twarz przez co pomylił adresy i zamiast pod latarnią wysiadł tutaj.
          Mimo iż riposta była cienka, Natsu z Grayem parsknęli śmiechem. On patrzył na mnie morderczym wzrokiem, ale po chwili odwrócił się z powrotem do Uni, która stała, patrząc na niego jak zaklęta.
          - Moja pani czy zechcesz się ze mną spotkać dziś wieczorem? - spytał.
          - Nie, Uni mamy ważniejsze rzeczy do robienia niż spotykanie się z transwestytami - powiedziałam, co wywołało, kolejną falę śmiechu za strony Natsu i Graya, za to Samuel znów spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
          - Z chęcią pójdę - powiedziała, całkowicie mnie olewając.
          - Przyjadę o piątej po południu - powiedział, uśmiechając się do mnie szyderczo.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          - Uni nie możesz z nim iść. - Przez cały dzień, razem z chłopakami próbowaliśmy wybić kasztanowowłosej z głowy, pomysł pojechania na randkę z tym nieznanym nam mężczyzną.

          - Nie możecie mi zabronić - mówiła za każdym razem.
          - Mamy co do niego złe przeczucia - powiedziałam.
          - Zu ma rację, on źle pachnie - dodał Natsu wyjadając zawartość lodówki.
          - Nie wiem, dlaczego, go nie lubicie? Jest przecież taki miły - odparła rozmyślając o nim.
          - Tylko później nie rycz, że cię nie ostrzegaliśmy.
          Usłyszeliśmy lekkie pukanie i do pokoju wszedł ogromny mężczyzna, ochroniarz zapewne. Uni pożegnała się z nami i razem z nim zeszła po schodach do recepcji, a stamtąd do limuzyny.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          - On był taki słooodki, kupił mi piękną czerwoną... - nawijała Uni. Tak, więc wróciła z randki cała w skowronkach i w kółko od dwóch godzin nawija o Samuelu bez ustanku. Erze już szlak trafia,ł więc kazała nam iść do sklepu, jak najdalej by tylko zdążyła usnąć zanim wrócimy. Było ciemno jak w... bardzo ciemno. Przechodziłyśmy właśnie koło placu budowy, na którym pracuje matka kasztanowowłosej. 

          Nagle w ciemności rozległ hałas jakby bójki. Odwróciłyśmy się w miejsce z którego dochodziły odgłosy. Było to na środku budowy. Z daleka widziałyśmy cienie ludzi. Nie zwracając uwagi na zakupy, pobiegłyśmy tam, ale to co zobaczyłyśmy było potworne zwłaszcza dla Uni.
          A to dlatego, że z przebitym torsem na ziemi leżał nie kto inny jak jej matka. Dziewczyna załamana podleciał do niej padając na kolana. Z oczy lały się łzy wielkości grochu i spływały po jej policzkach.
          - Mamo - szepnęła. Ranna poruszyła się i popatrzyła na córkę nie widzącymi oczami, nie mogła jej ujrzeć, już nie.
           - Uni? - spytała, ledwo dosłyszalnym głosem - to ty córciu? - po jej policzka zaczęły płynąć łzy. Jedyną osobą jaką chciała mieć teraz przy sobie, była ona jej jedyne dziecko. - Przepraszam - powiedziała - przepraszam, że cię zostawiłam, przepraszam - powtarzała. - Ale nie potrafiłam na ciebie patrzeć za bardzo przypominałaś mi ojca, nie potrafiłam, nie chciałam cię zostawiać, ale po prostu nie potrafiłam - mówiła w kółko.
          - Już dobrze mamo, proszę nie obwiniaj się - powiedziała Uni, przytulając ją jak małe dziecko. Nienawidziła jej, Uni jej nienawidziła. Zostawiła ją kiedy jej potrzebowała. Ale teraz nie potrafiła zaprzeczyć faktowi, że brakowało jej matki i to, że kiedy ją znowu spotkała, nienawiść zniknęła. Tylko, że teraz ona chce ją zostawić, znowu opuścić, na zawsze, tak jak, kiedyś ojciec, kiedy zginął.
          - Proszę mamo nie zostawiaj mnie, błagam cię nie opuszczaj mnie nie chcę zostać sama. Znowu sama. To mnie zabije - szlochała.
          - Nie jesteś sama masz przyjaciół, dziadka mnie nie potrzebujesz - powiedziała uśmiechając się.
          - Nieprawda potrzebuję cię i to bardzo, zostawiłaś mnie, ale teraz chcę, żebyś została, została na zawsze.
          - Wiesz, że zawszę będę przy tobie - uśmiechała się szeroko. Uniosła rękę, żeby dotknąć policzka córki, ale nie było jej to dane i już nigdy nie będzie. Jej dłoń opadła by swobodnie na ziemię, ale Uni na to nie pozwoliła, ujęła jej zimną kończynę i przybliżyła do twarzy. Zalewała się łzami nad ciałem swojej matki, która bezwładnie leżała na jej kolanach.
          - Oj, oj... jakie piękne pożegnanie - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się by popatrzeć na jego posiadacza.



CDN


-------------------------------------------------------

Przepraszam za to, że dopiero dzisiaj jest nowy post,
ale wczoraj po przerzuceniu 2.5 tony węgla,
byłam tak padnięta, że zasnęłam nim weszłam na internet.
Postarałam się napisać posta dłuższego niż zwykle,
a bez tego zakończenia nie było by tak pięknie,
dlatego czekam na opinie i życzę miłego poniedziałku.
^v^

2 komentarze:

  1. Biedna Uni szkoda mi jej , ale rozdział super.Ja zapraszam na mojego drugiego bloga http://bleach-moja-wersja.blogspot.com/ Pozdrawiam Lucy-nemu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy końcówce się popłakałam T.T No wiesz co xD Skończyć w takim momencie? Yyy dobra już się nie czepiam, bo ja też tak zrobiłam :P
    Staruszka znowu w akcji?! I jest szefem mafii O.o Zaszalałaś xD Najlepsze było jak wbiła Natsu w podłogę xD Kurde, całkiem żwawa jak na staruszkę :P Babcia - ninja xD
    Widzę, że miałaś co robić w domu xD Nie martw się nie jesteś jedyna xD Ostatnio musiałam chować drzewo do szopy i to całkiem sama ;/ Bo brat oczywiście gdzieś zwiał xD Dwa dni mi to zajęło >.< A później przez tydzień drzazgi wyciągałam T.T
    Dobra nie narzekam już xD Czekam na newsa, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń