sobota, 27 października 2012

Rozdział 23: "Rozterki"

            Po raz pięćdziesiąty, przekręciłam się na drugi bok. Leżałam w moim łóżku opatulona pierzyną od stóp do głów i usiłowałam, ale bezskutecznie, zasnąć.
            Kilka godzin temu, Mira z pozostałymi odstawili mnie domu. Ledwo udało mi się przekonać Natsu i Gray, że nie potrzebuję ochrony, więc spokojnie mogą wrócić do siedziby Fairy Tail. Teraz rzucałam się po całym łóżku, by w końcu odpocząć. Po chwili odpuściłam sobie i odwrócona twarzą do ściany, zaczęłam rozmyślać o wszystkich wydarzeniach z minionych dni.
            Pierwsze o czym pomyślałam to Rogue, wczoraj nie miałam na to czasu, ale teraz leżąc tak bez celu musiałam zająć czymś myśli.
            - Czego on to zrobił? - zapytałam sama siebie. - Dlaczego myślenie o tym sprawia mi taki ból? - moje oczy zaszkliły się i po policzku spłynęło mi kilka samotnych łez. Kiedy on mnie uratował byłam taka szczęśliwa, ale nie wiem dlaczego moje serce biło mocniej. Kiedy domyśliłam się, że oni próbują mnie porwać, a nie było to trudne, czułam jakby moje serce zostało złamane na pół, gdy mnie niósł czułam się jakbym została zdradzona przez przyjaciela, którego znam od lat. Widziałam go zaledwie dwa razy, ale nie poznałam bliżej, mimo to czuje do niego coś więcej niż do znajomego, a nawet przyjaciela...
             Nie, nie zgadzam się na to, nigdy, nigdy nie pozwolę się komuś do mnie zbliżyć bardziej niż Uni i inni, nie chcę tego. Gdyby ktoś się mnie spytał dlaczego tego nie chce. Nie potrafiła bym odpowiedzieć, po prostu się tego boję. Możliwe, że dlatego iż kiedyś stało się coś złego, naprawdę potwornego w mym życiu. Jeżeli nawet nie mam żadnych wspomnień na ten temat to w moim umyśle i tak zakodowały się pewne uprzedzenia i to przez nie tego nie chcę. Za dużo filozofowania.
            Nienawidzę, go nienawidzę Rogua, to przez niego Uni jest w takim stanie, to wszystko jego wina. Ale to boli, za bardzo boli, nie zniosę tego, nie chcę go widzieć już nigdy. Łzy, które przez cały czas próbowałam powstrzymać, zaczęły płynąć ciurkiem po twarzy, a z moich ust wydobył się szloch, który poniósł się echem po całym mieszkaniu.
            W końcu zmęczona płaczem, zasnęłam.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

            Spałam sobie smacznie dopóki coś ogromnego i ciężkiego nie spadło na mój brzuch. Całe powietrze uszło mi z płuc i zaczęłam się dusić. Otworzyłam szeroko powieki by ujrzeć mojego przeciwnika, ale popełniłam błąd robiąc to, gdyż idąc spać nie zasłoniłam okien, więc jaskrawe promienie słońca boleśnie ukuły moje oczy. Momentalnie zamknęłam je, by ich dalej nie ranić. Po chwili już ostrożniej znowu zerknęłam na mojego oprawcę, lecz przeszkodził mi w tym, znowu, długi obślizgły język, który zaczął lizać moją twarz.
            - Przestań, złaź ze mnie - krzyczałam, ale to nie dawało skutku, więc wszystkimi moimi siłami próbowałam odciągnąć tę śliniącą się bestie ode mnie. Dopiero po którejś z kolei próbie udało mi się zrzucić potwora na ziemię. Wściekła i ledwo powstrzymująca swój odruch wymiotny, stanęłam w rozkroku nad białą stertą futra, siedzącą na podłodze i wpatrującą się we mnie psotnymi oczami, o wyraziście czarnym kolorze.
           -  A ty kundlu co robisz w moim domu? - spytałam się, ogromnego, białego psa rasy haskie. - Same problemy z rana - odwróciłam się i podeszłam do szafy.
           Kiedy już byłam gotowa znów spojrzałam na psa, mówiąc:
           - To idziemy na spacerek, muszę odnaleźć twojego pana, bo pewnie się martwi.
           Mówiłam że nas nie pamięta usłyszałam kobiecy głos w głowie. Przyjrzałam się zwierzakowi, a on popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem, Zu - chan musisz nas pamiętać, aż upadłam na ziemię słysząc drugi tym razem męski głos.
           - Co tu się wyrabia? - byłam zdezorientowana, albo mi się wydaje, albo rozmawiam z opiekunem, który, mało tego zna mnie i mówi do mnie zdrobniale.
           Pies zaskomlał i drapnął mnie lekko łapką, Zu - chan usłyszałam ponownie. Zza psiska wyszło drugie zwierze mniejsze, o czarnej sierści. Wpatrywał się we mnie rażącymi białymi oczami. Nie ma co się starać jeszcze nas nie pamięta, ale to tylko kwestia czasu. Pies odwrócił głowę w stronę kota. Myślisz? spytał. Jestem Moka powiedziała kotka, a to jest Shu.
           - Shu, Moka... już gdzieś słyszałam te imiona... - zastanowiłam się prze chwile. - Wiem! - zawołałam - wy jesteście tymi zwierzętami z mojego snu, ale jakim cudem jesteście tutaj skoro to był tylko wytwór mojej wyobraźni?
           Może to nie był jedynie sen, a wspomnienie powiedział Shu. Zamknęłam oczy codziennie coś nowego się dzieje, uniosła powoli powieki, ale stworzeń już nie było, zniknęły.
          - Hej, Shu, Moka, gdzie się podzialiście? - zawołałam, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam i wstałam z podłogi. Zerknęłam na zegarek było w pół do ósmej. To zbieramy się do szkoły
          Jadłam właśnie szybkie śniadanie, przy okazji pakując się i ubierając buty, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam i ledwo je uchyliłam, a do przedpokoju wpadł Natsu.
          - Yo - powiedział szczerząc się.
          - Kultury trochę napaleńcu - usłyszałam drugi głosi i różowowłosy przeleciał przez cały dom rozbijając przy okazji parę rzeczy. W drzwiach stał Gray z jeszcze uniesioną nogą po dopiero co zadanym ciosie. - Siema - powiedział, przechodząc przez próg.
          - Hej, co tu robicie? - powiedziałam, idąc po miotłę by posprzątać świeżo rozbity wazon.
          - Postanowiliśmy odprowadzić cię do szkoły, w końcu mamy po drodze.
          - Gray! - ryknął Natsu ze wściekłym spojrzeniem, podnosząc się z ziemi. - Zginiesz tutaj zboczeńcu. - Rzucił się na granatowowłosego.
          - Dajesz - zachęcał go przeciwnik ustawiając się w odpowiedniej pozycji. Różowowłosy miał już zadać cios, ale odwiodłam go od tego pomysłu bijąc obu miotłą po głowie.
          - Nikt nie będzie się bił w moim domu - powiedziałam, wściekła.
          - Dobrze - odpowiedzieli, potulnie. 
          - Teraz idziemy, bo się spóźnimy.
          Całą drogę do szkoły, kłócili się i zdążyli rozwalić parę rzeczy, ale w końcu doszliśmy, dzięki Bogu pomyślałam. Odprowadzili mnie aż pod klasę, oni chodzili do tej samej co Uni.
          - Wracamy razem? - spytał Gray, ciągnąc Natsu za policzek. Różowowłosy w tym czasie ciągnął go za nos i trzymając swoją nogę na jego piersi próbował odciągnąć od siebie.
          - Pewnie - powiedziałam szczerząc się.
          Nim zdążyło stać się coś nowego weszłam do klasy i dobrze zrobiłam, bo po chwili rozległ się potworny trzask, oraz krzyk wściekłych nauczycieli. Odetchnęłam głęboko i omiotłam klasę wzrokiem. Wszyscy patrzyli na mnie ciekawie, zaczynając szeptać. Nie bardzo zwróciłam na nich uwagę, jedyne co mnie interesowało to czy jest Rogue, ale jego ławka była pusta. Podeszłam do swojej siadając. Wyjęłam laptopa i zajęłam się przeglądaniem poczty. 
          Kilka minut przed dzwonkiem drzwi do klasy ponownie się otworzyły zerknęłam ukradkiem w tamtą stronę i poczułam jak serce zaczyna bić mocniej, a ręce stają się mokre. W drzwiach stał on i jego przyjaciel Sting. Przez niego Uni jest w takim stanie to jego wina pomyślałam, dzięki temu znowu zaczęłam myśleć racjonalnie, ale... tego uczucia i tak nie da się zabić. Starałam się skupić całą swoją uwagę na laptopie, ale to nie przychodziło zbyt łatwo.
          Na jednej z lekcji poczułam, że ktoś wkłada mi coś do kieszeni, sięgnęłam tam i wydobyłam małą kartkę złożoną na pół: 


Spotkajmy się na długiej przerwie na dachu
                                                               Rogue    

          Lekcje mijały jedna po drugiej, aż w końcu nadeszła oczekiwana przerwa. 
          Czekałam na niego oparta  o barierkę i patrzyłam w dal. Po chwili rozległo się skrzypienie i ktoś wszedł na dach.
          - Czego chcesz ode mnie? - spytałam.
          - Chciałem... przeprosić - powiedział Rogue. Odwróciłam się i spojrzałam na niego stał parę metrów ode mnie.
          - Twoje przeprosiny nic nie znaczą, przez ciebie Uni jest w ciężkim stanie.
          - A...
          - Gdybyś w tedy nie próbował mnie zabrać to ona nie straciła by koncentracji i nic by jej się nie stało.
          - Nie chciałem tego, kazano mi to zrobić, bo... - powiedział patrząc się na swoje stopy.
          - Bo, co? Nic obchodzi mnie twój powód, nie wybaczę ci tego. - Byłam dla niego bezlitosna, ale moje serce płakało. - Wynoś się stąd nie chcę cię widzieć. - Chciałam się odwrócić, ale on złapał moją rękę i nie pozwolił na to. - Puść - powiedziałam, starając się zachować spokój.
          - Nie, bo chcę powiedzieć ci o jeszcze jednej rzeczy. - Nie mówiąc nic więcej przysunął mnie do siebie i pocałował, teraz byłam całkowicie rozbita z jednej strony chciałam tego, a z drugiej nie. Usiłowałam się wyzwolić z jego uścisku, ale on mnie nie wypuszczał, po chwili już przestałam próbować. Kiedy w końcu mnie puścił, bez słowa odwrócił się i poszedł. Całkowicie rozbita padłam na ziemi, a łzy leciały mi ciurkiem po twarzy. Co się ze mną dzieje?

CDN


-------------------------------------------------------

2 komentarze:

  1. ZU-CHAN ale się romansik szykuje ^^ Kręcę się na moim obrotowym krzesełku i chichocze jak głupia. Oby Uni szybciutko wyzdrowiała. Bardzo się o nią martwię.A także bardzo interesuje mnie twoja magia. Więcej Rouge'a i Zu, oraz jakbyś poszukała jakiegoś ciacha dla Uni nie mam nic przeciwko xD Nom to weny i czasu życzę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne czekam na następny . Pisz szybciutko! ;D

    OdpowiedzUsuń