wtorek, 23 października 2012

Rozdział 21: " Dziwne wydarzenia"

         Po chwili poczułam szarpnięcie i wydostałam się na zewnątrz spojrzałam na mojego wybawcę, aż się zakrztusiłam kiedy zobaczyłam...
         - Rogue! - krzyknęłam zszokowana.
         - Cześć - wyszczerzył się do mnie. Ja spoglądałam na niego z niemałym szokiem.
         - Ale co ty tutaj robisz?
         - Tego akurat nie mogę ci powiedzieć. - Patrzyliśmy na siebie przez chwile, dopóki czyjś głos nie uświadomił mi, gdzie jestem i że cały czas znajduję się w silnych ramionach mojego wybawcy. Nie powiem podobało mi się to, ale nie chciałam dopuścić takiej myśli do siebie.
         - Donżuanie pośpiesz się, bież ją i zabieramy się stąd - powiedział, jakiś blondyn,  przyjrzałam się baczniej i go poznałam, to Sting, drugi nowy w naszej klasie. Ale co, kogo ma zabrać? przeleciało mi przez myśl.
         - Przepraszam - szepnął czarnowłosy. Przerzucił mnie przez ramię i ruszył do chłopaka.
          - Co się dzieje? - spytałam, ale nie dostałam odpowiedzi. - Halo - krzyknęłam, uderzając go pięścią w plecy - postaw mnie - wrzasnęłam.
          Uni słysząc mój krzyk odwróciła się w moją stronę.
          - Zu! - zawołała, przez co jej koncentracja została zachwiana. Samuel wykorzystał to i uderzył, zdążyłam zobaczyć tylko, jak gad wyskakuje z ziemi i opada wprost na moją przyjaciółkę.
          - Uni! - zawołałam najgłośniej jak potrafiłam. Łzy zaczęły ściekać mi po brodzie. Nie, nie to tak nie może się potoczyć, nie teraz kiedy znalazłam przyjaciół, a nawet rodzinę. Fairy Tail to moja jedyna rodzina jestem tam od niedawna, ale nigdy nie było mi tak dobrze. Uni moja przyjaciółka, pierwsza prawdziwa przyjaciółka najprawdopodobniej nie żyje. Nie zgadzam się, nie zgadzam się.
          Pogrążona w smutku nawet nie miałam siły walczyć, nic mnie nie obchodzi. Nie, jest jedna jedyna rzecz, od teraz dla mnie najważniejsza. Muszę zabić Samuela usłyszałam cichy szept. Mój umysł zareagował na te słowa, po chwili usłyszałam to ponownie, i jeszcze raz. Słowa pojawiały się w kółko, przez co sama zaczęłam je nieświadomie powtarzać. W następnym momencie usłyszałam szczekanie i wszelkie obrazy zniknęły, pozostała tylko ciemność.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

          Czego muszę to robić myślał chłopak czego nie wyznaczyli kogoś innego. Rogue szedł starając się nie zwracać uwagi na Zu próbującą wyzwolić się z jego uścisku. Był wściekły na siebie. Trudno mu przychodziło zaakceptować fakt, że kocha tę białowłosą dziewczynę, a w tej sytuacji czuł się potwornie. Sprawił jej ból, ale nie miał wyboru musiał zrobić to co mu kazano inaczej... . 
          Szedł wpatrując się w ziemię, po to aby zachować spokój, gdyby tego nie robił już dawno postawił by ją na ziemi. Z każdym przebytym centymetrem jego serce napełniało się bólem i żalem. Po chwili, od strony walczących, rozległ się ogromny huk. Zu wrzasnęła i przestała się ruszać. Rogue odwrócił się i ujrzał tam gdzie wcześniej stała kasztanowowłosa dziewczyna, leżało ogromne cielsko potwora. 
          Białogłowa, jakby bez życia, wisiała teraz na jego ramieniu. Nie ruszała się, nie odzywała. Chłopak zaczął się martwić, wiedział, że ta niska dziewczyna to jej przyjaciółka. Nic się nie odzywając szedł dalej dobity, to było zbyt wiele.
          Kiedy wyszedł z bramy, poczuł, że Zu się poruszyła, a chwile później jego noga zabolała potwornie. Chłopak upadł i zerknął na kończynę. Przeraził się tym co zobaczył. Jego udo było przebite na wylot, a z rany wystawało coś długiego i ostrego. Ostrze zostało wyrwane z rany wywołując falę bólu, krzyknął. Omiótł otoczenie szukając przeciwnika, znalazł go, a było to przedziwne monstrum. Całe jego ciało okryte było czarną, zniszczoną na końcach peleryną, a w ręce trzymał długą na kilka metrów kose, o szerokim i równie długim ostrzu, które zaskakiwało tym, iż było dwusieczne, w przeciwieństwie do zwykłych narzędzi tego typu. 
          Postać zamachnęła się i po chwili Rogue osunął się w ciemność.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

          Uni ocknęła się, ale widziała wszystko jak przez mgłę, zdawało jej się, że każda część jej ciała płonęła żywym ogniem. Próbowała się rozglądnąć, ale potworny ból w czaszce jej to uniemożliwił. Z daleka zobaczyła jakiś ruch, lecz nie widziała za dobrze, kto tam jest. Chciała zawołać pomoc, ale z jej gardła wydobył się jedynie niezrozumiały charkot. Wody pomyślała.
          Postać, którą widziała z daleka zaczęła się do niej przybliżać widziała czerń, wszech obecną czerń, myślała, że zemdlała, lecz uświadomiła sobie iż ta ciemność spowodowana została płaszczem tamtej.
          Czuła coraz większą senność, powieki stały się ciężkie i nim ta osoba do niej dotarła, zasnęła.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

           - Obudź się Zu - ktoś po raz kolejny mną potrząsnął. Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc co się dzieje. Przede mną stała Erza i to ona mną targała. Dopiero po chwili do mnie dotarło co stało się wczorajszej nocy.
           - Co z Uni? - spytałam jeszcze lekko nieprzytomna.
           - Wendy się już nią zajęła, wyjdzie z tego - powiedział mistrz.
           Dopiero teraz zauważyłam, że nie jestem na budowie, ani w hotelu. Rozglądnęłam się zdezorientowana.
           - Gdzie jestem?
           - W skrzydle szpitalnym Fairy Tail - odparł staruszek.
           - Ale... jak... kiedy... - pytałam coraz bardziej zdziwiona. Próbowałam sobie coś przypomnieć, jak się tu znalazłam i tak dalej, ale od tego rozbolała mnie tylko głowa. Złapałam się za nią.
           - Nie pamiętasz drogi powrotnej? - spytał mistrz.
           - Nie - powiedziałam - a powinnam? - Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę.
           - Tak, powinnaś - odparł Natsu.
           - Przyleciałaś wczoraj do hotelu i to dzięki tobie znaleźliśmy Uni - powiedział Gray.
           - Nic takiego nie pamiętam - spojrzałam po ich twarzach, które patrzyły na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.
           - To niemożliwe, żebyś tego nie pamiętała - stwierdziła Erza.
           - Jest to możliwe - usłyszeliśmy kobiecy głos i do pokoju weszła wysoka, szatynka...

CDN


-------------------------------------------------------


Kolejny pościk, już sama nie wiem czy długi czy krótki,
ale jest. W kółku wszyscy nawijali o tym, żeby Rogue
uratował Zu to niech wam będzie, a miałam coś ekstra w zanadrzu.
Pisząc tego posta byłam świeżo po trzech odcinkach
 Bleach i w kółko, w głowie siedział mi ojciec Ichigo, a dlaczego?
[SPOJLER]Bo dowiedziałam się że jest on shinigami[SPOJLER] 
to jest straszne, przez to źle pisało mi się tego posta, ale mam 
nadzieję, że jakoś wyszedł. Miłej nocy i środy życzę.
Zu - chan ^v^

2 komentarze:

  1. Ojejku! Dlaczego musiałam przegrać i dlaczego mnie nie uratował żadne przystojniak. We mnie zakochał się buc ze zrypaną psychiką, a tobie się dostało takie ciacho. Nom po za tym rozdział cudo. Zu w końcu użyła magii. Tak sądzę oraz użyłaś tej swojej ukochanej dwusiecznej kosy ^^. Nom to czekam na następny post. Uni musi się stać mocna, no choćby w połowie taka jak ja >.< Życzę weny i z niecierpliwością czekam na to co się dalej wydarzy xD

    OdpowiedzUsuń
  2. O.O Byłam pewna że dodawałam tutaj komentarz
    ehh pewnie coś mi się pomyliło -.-
    Jest Rouge, yeah! :D
    Biedna Uni, oberwało jej się ;)
    A ta kosa to magia Zu? uwielbiam ją! Tylko dlaczego zraniła Rouga -.-
    wybacz, dzisiaj krótko ale lecę oglądać Bleach :P

    OdpowiedzUsuń